czwartek, 16 czerwca 2011

Były wampiry, dziś są zmory, a będą...?


B. Belitz „Pożeracz snów”
Wydawnictwo Znak Emotikon
Kraków 2011 








„Pożeracz snów” to druga powieść dla młodzieży w moim dorosłym zazwyczaj repertuarze i zarazem kolejne spotkanie z gatunkiem paranormal romance. Tym razem w roli głównej występują, oprócz ludzi, zmory, demony, mieszańce i kambiony. Bardziej niż same książki zaczyna interesować mnie zjawisko popularności tego typu literatury i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o jej źródło, kontekst kulturowy. Obiecałam sobie już, że jak tylko wygospodaruję trochę więcej wolnego czasu, przestudiuję temat i skrobnę jakiś tekst poświęcony tym zagadnieniom. A może sami czytelnicy udzielą mi satysfakcjonujących wyjaśnień? Zapraszam do dzielenia się prywatnymi teoriami :). Tymczasem…

Ellie, główną bohaterkę powieści B. Belitz, poznajemy w dość trudnym dla niej momencie. Rodzice nastolatki, na rok przed jej maturą, podjęli decyzję o przeprowadzce z dużego miasta na wieś, przewracając tym samym jej życie do góry nogami. Nowa szkoła, otoczenie, rówieśnicy to dla dziewczyny duże wyzwanie, bowiem nawiązywanie kontaktów sprawia jej dużo trudności. Ellie czuje się inna, zagubiona, osamotniona (nawet będąc wśród ludzi), a w nowym miejscu szybko zyskuje etykietę zarozumiałej „panienki z miasta”. Mało kto przypuszcza, że ta agresywna, zdystansowana poza i pozorna pewność siebie maskują tylko lęk, zakłopotanie i niepewność. Jeśli dodać do tej charakterystyki informację, że główna bohaterka jest dość apatyczna, bierna i łatwo zapada w sen, otrzymamy stereotypowy obraz neurotycznej nastolatki. W zasadzie nie wiadomo, skąd u Ellie takie skłonności. Rodzice sprawiają wrażenie ciepłych, aktywnych, kochających się ludzi, którzy troszczą się o swoją córkę. Pewien zgrzyt, jakże istotny z perspektywy dalszych wydarzeń, stanowi fakt, że brat dziewczyny uciekł z domu jako młody chłopak. Co go do tego skłoniło, skoro funkcjonowanie tej rodziny wydaje się takie sielankowe? Tajemnica, która kładzie się cieniem na całym ich życiu. Ellie pewnie nigdy by jej nie odkryła, gdyby w jej życiu nie pojawił się Colin – groźnie wyglądający, tajemniczy młodzieniec na pięknym koniu, mieszkaniec leśniczówki, cieszący się lokalną, zasłużoną sławą dziwaka. To jedyna osoba, przy której czuje się ona bezpiecznie, chociaż nie jest to relacja łatwa i przyjemna. Zarówno kontakt z rodzicami jak i znajomość z Colinem stają się dla Ellie źródłem rozdarcia – dorośli wyraźnie nie zapałali sympatią do nowego kolegi córki (przyczyn nie zdradzę!), on z kolei na przemian przyciąga ją i odpycha. Kto w tym gronie ma szczere i czyste intencje, a kto prowadzi wyrachowaną grę? Gdzie przebiega granica między prawdą a kłamstwem, jawą a snem? Komu można naprawdę zaufać? Najlepiej – samej sobie.

Chociaż świat istot nadprzyrodzonych wydaje się być clou takich jak ta historii, ja zawsze staram się skupić podczas lektury na „czynniku ludzkim” :). Najciekawsza w tej książce jest bowiem obserwacja procesu dojrzewania głównej bohaterki. „Pożeracz snów” to opowieść o odnajdywaniu siebie, o trudnej sztuce bycia sobą – sztuce, której uczymy się przez całe życie. Wraz z przeprowadzką na wieś Ellie traci kontakt z przewidywalną rzeczywistością, w której dotychczas funkcjonowała i wypracowała sobie pozycję towarzyską, zapewniającą ochronę przed piętnem bycia „inną”. Z dala od tego świata dopada ją jednak refleksja, że szczebioczące przyjaciółki, imprezy, alkohol i ciuchy nigdy nie robiły na niej wrażenia. Uczestniczyła w tym targu próżności, bo dzięki temu była mniej sama. Jeśli nie miasto, to może wieś okaże się dla Ellie miejscem przeznaczenia? Nie jest to dla niej jasne od początku. Brak zasięgu, nieoswojona przestrzeń domu, szalejąca przyroda, szkolne w(y)padki – pobyt tutaj nie zaczyna się dobrze. Kiedy główna bohaterka poznaje Colina i odkrywa rodzinną tajemnicę, okazuje się, że po raz kolejny los spłatał jej figla. Jak bowiem żyć w zawieszeniu pomiędzy światem ludzi i demonów? Określić siebie w całym tym galimatiasie to nie lada wyzwanie, które, chcą nie chcąc, Ellie musi podjąć, w myśl zasady „weź sprawy w swoje ręce albo giń”. Główna bohaterka przechodzi więc przyspieszony kurs dorosłości, a przy okazji staje się wewnątrzsterowna. 

W „Pożeraczu snów”, jak sam tytuł wskazuje, ważną rolę odgrywają marzenia senne. Zjawisko to fascynuje badaczy maści wszelakiej od dawna (a na pewno od czasów Freuda), ale także, na szczęście, zajmuje pisarzy (niech sobie naukowcy nie myślą, że mają monopol na „produkowanie” wiedzy :)). W książce B. Belitz sny pojawiają się niczym sygnał z innego, podświadomego świata. Co więcej, stanowią one esencję każdej istoty, jej konstytutywny element. Człowiek bądź zwierzę snów pozbawione, egzystuje jakby połowę mniej. Ciekawym okazał się pomysł, aby zmory, bohaterki ze świata nadprzyrodzonego, wyposażyć w zdolność polowania na cudze sny. Belitz podnosi ich rangę, skłania do tego, aby traktować je poważnie, przekazuje także garść ciekawych refleksji „na temat” („Ludzie dzisiaj posiadają o wiele za dużo, cierpią na nadmiar bodźców, przesyt, po brzegi są wyładowani obrazami, informacjami, wrażeniami. Prawie się nie ruszają, zaniedbują swoje ciała. Już nie śnią tak dużo. Wasze światy marzeń sennych są bliskie zagłady” s. 392). Doprawdy, trudne jest życie zmory :).

Książka niemieckiej pisarki ma jedną istotną wadę - jest przegadana! Przez pierwsze 200 stron (sic!) akcja rozwija się w żółwim tempie, co nie raz wywoływało we mnie odruch buntu – „nie będę już tego czytać”. Potem jest już zdecydowanie lepiej, choć fabuła rozwija się w przewidywalny sposób. Na plus trzeba autorce zaliczyć wyrafinowany język i sposób obrazowania, nie tak znowu częsty w powieściach tego typu. Spisało się także polskie wydawnictwo – okładka jest bardzo intrygująca. Bilans potencjalnych zysków i strat, wynikających z lektury, każdy Czytelnik musi sporządzić sobie sam. Życzę miłych snów, bo kończę pisać w porze nocnej :).

9 komentarzy:

  1. Widzę, że zjawisko paranormal romace budzi u Ciebie podobne zaintrygowanie jak u mnie. Nie czytam namiętnie książek przynależnych do tej grupy, choć znam powieści Meyer, bo chciałam się przekonać, co takiego fascynuje współczesne nastolatki. I kontekst kulturowy również mnie bardzo interesuje. Jestem za leniwa, by pisać artykuły, ale zjawisko uważam za godne odnotowania i poddania analizie przez bardziej pracowitych ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo że to paranormal i dla młodzieży ja chcę przeczytać...:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Swego czasu broniłam sie rękami i nogami przed literaturą młodzieżową. Odkąd przeczytałam kilka ciekawych książek paranormal zmieniłam zdanie :)
    Po tę również sięgnę w swoim czasie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z pisanyminaczej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z tym gatunkiem to taka ciężka sprawa bo natworzyło się tego tyle jak na zamówienie, więc ciężko oddzielić ziarno od plew.

    Tak czy tak z chęcią przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Urshana: z tą pracowitością to się jeszcze okaże:) Oby to nie był słomiany zapał w moim wydaniu!

    Niedopisanie: no właśnie, mit wampiryczny... trzeba by pewnie przestudiować Marię Janion, co? Tematyka niby mało poważna, ale to w ogóle chyba dotyczy kultury popularnej w ogóle: wypada się tym zajmować "poważnym" ludziom czy nie wypada? Ja osobiście uważam, że wypada, bo jakby nie było, kultura popularna to współcześnie podstawowy kontekst kształtowania się tożsamości. Uff...:)

    Pisanyinaczej: to wciągaj na listę, o ile takie tworzysz:)

    Evita: ta książka to naprawdę całkiem niezła przedstawicielka gatunku.

    Domi: :)

    Jusssi: no właśnie! rozmnaża się to na potęgę:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak się złożyło, że rano wpisałam swój komentarz, a wieczorem przejrzałam ósmy numer "Literadaru" na Biblionetce i znalazłam tam artykuł pokrewny, bo na temat ewolucji romansu, który obecnie w formie paranormal święci triumfy. Nosi tytuł "Miłość, wampir i wilkołak". A zaraz za nim z kolei o ewolucji postaci wampira, który bliźniaczo mi przypomniał pewną dyskusję w czytelni z uczniami zainteresowanymi tematyką. Polecam lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tą książką to jest tak, że to jest pierwsza część trylogii. Bettina Belitz napisała dwa kolejne tomy, ale nie na zasadzie taśmociągu, bo teraz takie trendy, bo się dobrze sprzedało, tylko cała historia była zaplanowana na trzy części. Przyznam, że ten pierwszy tom "Pożeracz snów" najbardziej wpisuje się a aktualną modę o "wampiropodobnych", a im dalej, tym bardziej książka żyje swoim życiem, postacie nabierają koloru, tragizmu, głębii. Ostatnia część, która w Niemczech ukazała się dopiero w listopadzie, powala wręcz onirycznymi, psychodelicznymi klimatami. Zakończenie całej trylogii - inne, niż by się można było spodziewać. Nie wiem, czy polski wydawca planuje dokupić kolejne części, ale wydanie tylko pierwszej to nieporozumienie.

    OdpowiedzUsuń