środa, 16 stycznia 2013

„Córka Agamemnona” I. Kadare - pierwsza lektura z Albanii

I. Kadare „Córka Agamemnona”
Przełożyła: Dorota Horodyska
Wydawnictwo Świat Książki
Warszawa 2011

Rządzona przez Partię Albania, lata 80-te. On kocha ją. Ona kocha jego, ale nie może z nim być – związek z mężczyzną, zaręczonym już oficjalnie z inną kobietą, z pewnością zaszkodziłby wizerunkowi jej ojca – dygnitarza komunistycznego, mozolnie pnącego się po szczeblach kariery. Właśnie czeka go upragniony awans. W tle odbywa się parada pierwszomajowa. Główny bohater, miotający się z rozpaczy po domu, trafia w biblioteczce na „Mity greckie” Roberta Gravesa, a w nich na historię Agamemnona. Opowieść o wodzu greckiej wyprawy pod Troję, który złożył w ofierze bogini Artemidzie własną córkę, Ifigenię, staje się metaforą miłości niemożliwej w totalitarnym kraju. A raczej szerzej: życia w takim państwie w ogóle. Owa wizja problematyki „Córki Agamemnona” zarysowała mi się po kilkunastu stronach lektury, wątki te eksponuje również okładkowa rekomendacja wydawcy. Ostatecznie jednak stwierdzić muszę, że w książce Kadare miłość to zaledwie wątek poboczny; jest on co najwyżej pretekstem do podjęcia tematu, który zdaje się być idée fixe albańskiego autora: opresyjnego, zakłamanego i okrutnego reżimu.

Narrator „Córki Agamemnona”, młody dziennikarz telewizyjny, ku zaskoczeniu swojemu, a także przełożonych, otrzymuje, z okazji pochodu pierwszomajowego, zaproszenie na trybunę honorową. Ten niespodziewany „prezent”, zarezerwowany dla prominentnych i aktywnych działaczy partyjnych, wyzwala w nim falę myśli, wspomnień i rozterek moralnych. Główny bohater jest „w drodze” – pokonując liczne stanowiska kontrolne, które systematycznie oddzielają zwykłych przechodniów od uprzywilejowanych posiadaczy zaproszeń, dostrzega dawnych lub obecnych znajomych. Z każdym z nich wiąże się jakaś dramatyczna historia. Połączone w jeden zbiór, tworzą one panoramę życia i ludzkich losów w komunistycznym kraju. Jest w tej wędrówce narratora coś symbolicznego – każde spotkanie to kolejny stopień wtajemniczenia, pigułka gorzko smakującej wiedzy. Nic dziwnego zatem, że droga na trybunę, jak mówi, zamieniła się dla niego w drogę krzyżową (s. 64).

Powiastka (nazywam ją tak ze względu na skromną objętość) Kadare ma również charakter rozliczeniowy. W rzeczywistości totalitarnej za wszystko trzeba zapłacić odpowiednią cenę. Główny bohater zadaje więc sobie pytanie: „czy mam czyste sumienie?”, ale też przygląda się sumieniom cudzym. W utworze pojawiają się historie osób, które gotowe były popełnić wiele świństw, aby wkraść się ponownie w łaski Systemu. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że mimo swojego (pozornego) sukcesu, i tak przegrały. W tym kontekście wspomnieć należy kolejne literackie odniesienie, którym posłużył się autor – nie wiem nawet, czy nie ważniejsze dla tej książki, niż tytułowy mit o Agamemnonie. Mam tu na myśli starą, albańską baśń o upadku Łysogłowego. Pewnej nocy Łysogłowy wpadł do podziemnego świata. Długo szukał sposobu na wydostanie się stamtąd, aż w końcu pewien starzec podpowiedział mu, że jest orzeł, który może unieść go na swoich skrzydłach do góry. Pod jednym warunkiem – przez całą drogę musi jeść mięso. Łysogłowy zgromadził więc zapasy i wyruszyli. Podróż okazała się jednak niezwykle długa, a groźba strącenia w przepaść tak realna, że Łysogłowy zaczął odcinać kawałki swojego ciała, aby nakarmić ptaka. Kiedy w końcu dotarli na ziemię, mieszkańcy zobaczyli ludzki szkielet, niesiony na skrzydłach orła... A teraz proponuję jeszcze raz przyjrzeć się tej baśni, zmieniając imię jej protagonisty...

W „Córce Agamemnona” baśń o upadku Łysogłowego pojawia się w odniesieniu do konkretnej osoby, spotkanej przez narratora w drodze na trybunę. Jej znaczenie jest jednak na tyle uniwersalne, że służy również głównemu bohaterowi do określenia swojej relacji z Systemem. „Straciłem R.Z. z oczu i chciałem o nim zapomnieć. To inni kroili po kawałku swoje ciało, żeby los nie pozwolił im stoczyć się bezpowrotnie w przepaść. Ja chyba byłem jednym z nich. Rozpoczęliśmy podróż, nie wiedząc, dokąd dotrzemy, nie wiedząc, jak długo potrwa, a potem w jej trakcie, kiedy zobaczyliśmy, żeśmy się pomylili, że jest już za późno, że odwrót stał się niemożliwy, zaczęliśmy oddawać kawałki siebie, aby nie pochłonęła nas ciemność” (s. 49). Alternatywą było bowiem oddawanie kawałków „czyjegoś mięsa”, a na to nie każdy chciał się zgodzić, płacąc za uratowanie swojego człowieczeństwa wysoką cenę.

Kadare jest podobno od wielu lat wymieniany wśród kandydatów do Nagrody Nobla. „Córka Agamemnona” zrobiła na mnie wrażenie, ale nie spostrzegam jej jako literatury takiego kalibru. Dla mnie jest ona zbyt „polityczna”. Lubię książki pełniejsze, które wykraczają poza wątek relacji jednostka – system. Zawsze w takich sytuacjach przypomina mi się rozpaczliwe zawołanie Lechonia: „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę”. Zamierzam natomiast przeczytać drugą część dyptyku – „Następcę”, aby dopełnić obrazu całości.

4 komentarze:

  1. no u mnie na półce od jakiegoś czasu ale jak widzę potwierdzasz moje przeczucia ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny cytat z Lechonia:-)... Muszę sobie zapamiętać. Swoją drogą, jeszcze chyba nigdy nie czytałam literatury z Albanii, nie wiem, czy się zasadzać na to, czy poczekać, aż mnie najdzie odpowiedni nastrój na europejską egzotykę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda? :-) Lechoń świetnie ujął nastrój pewnego zmęczenia „politycznością” literatury, poniekąd zaprotestował przeciwko używaniu jej do załatwiania spraw państwowych. Okazuje się, że prawie 100 lat później wers ten nadal może mieć swoje zastosowanie, choć nie chcę przez to powiedzieć, że literatura w ogóle nie powinna zajmować się kwestią relacji jednostka-państwo/ustrój/system. Wolę jednak, kiedy ten temat występuje w towarzystwie innych.

    To też było moje pierwsze spotkanie z literaturą albańską. Sugeruję poczekać na odpowiedni nastrój... :-)

    OdpowiedzUsuń