piątek, 25 marca 2011

„Kronikarz zmarnowanych marzeń…”



R. Yates „Miasteczko Cold Spring Harbor
Wydawnictwo Sonia Draga
Katowice 2010






Próbuję od kilku tygodni zlepić kilka zdań na temat książki „Miasteczko Cold Spring Harbor” Richarda Yatesa, ale zamiast zabrać się po prostu do pracy, obchodzę ją szerokim łukiem. Jest w tym mijaniu się dziwny paradoks, bo to jedna z najlepszych pozycji, jakie ostatnio czytałam, a Yates dołączył do grona moich ulubionych pisarzy/pisarek – zaiskrzyło między nami. Ciągle jednak brakuje mi właściwych słów, w których mogłabym zamknąć tę opowieść. Jednocześnie czuję, że muszę to zrobić, bo w końcu po to jest ten blog, żeby promować świetną literaturę. Zanim to jednak nastąpi, chciałabym najpierw wspomnieć o dwóch skojarzeniach związanych ze sprawą.

Po pierwsze: Richard Yates jest także autorem powieści „Droga do szczęścia”, którą reżyser Sam Mendes przeniósł na duży ekran, powierzając główne role parze aktorskiej: Kate Winslet – Leonardo DiCaprio. Jeżeli czuliście się podczas oglądania tego filmu tak, jakby ktoś przeprowadzał Wam operację na otwartym sercu, Yates jest pisarzem dla Was.

Po drugie: bezpośrednią inspiracją do zapoznania się z tym tytułem była rekomendacja Agnieszki Wolny-Hamkało – poetki, krytyczki literackiej, współprowadzącej „Hurtownię książek”. Pewnego pięknego dnia, ot tak znienacka, przypomniałam sobie, że TVP 1 nadawała kiedyś taki program (jeden z nielicznych rzeczywiście „misyjnych”) i odnalazłam go w Internecie. Można tam obejrzeć wszystkie odcinki! Gorąco zachęcam do tego, bo to rzadki przypadek, aby stacja telewizyjna oferowała coś sensownego molom książkowym. Programu próżno już oczywiście szukać na antenie, bo pewnie wysokość słupków była nieodpowiednia. Żałuję, bo „Hurtownia” miała w sobie ogromny potencjał – była pomysłowa, lekka, a jednocześnie inspirująca. Na szczęście to, co znika z telewizyjnego obiegu, można znaleźć w sieci – szkoda tylko, że nie powstaną już nowe odcinki. Oto link do strony: http://www.tvp.pl/kultura/literatura/hurtownia-ksiazek/wideo

Tyle dygresji, czas przejść do sedna. Na okładce książki „Miasteczko Cold Spring Harbor” nazywa się Yatesa „kronikarzem zmarnowanych marzeń” („The Times”). Przytaczam tę opinię celowo, bowiem wyrażenie „zmarnowane marzenia” wydaje mi się być kluczem do interpretacji pisanych przez niego historii. Dramat niespełnienia i rozczarowania życiem w jego przeszłym, obecnym i przyszłym kształcie, właściwy w tej książce chyba wszystkim postaciom, świetnie oddają słowa głównego bohatera, niespełna dwudziestoletniego Evana Sheparda, który „zalicza wpadkę” ze szkolną koleżanką i, w konsekwencji, bierze z nią ślub: „Wspaniale, kiedy śliczna dziewczyna przez cały czas szaleje na twoim punkcie, to rzecz bezsporna. Ale nasuwały się wątpliwości. Więc to już wszystko, nigdy nic więcej się nie zdarzy? Evan raz po raz walił pięścią w kierownicę, bo w głowie mu się nie mieściło, że jego życie zostało definitywnie ustalone i uporządkowane, zanim jeszcze skończył dziewiętnaście lat” (s. 21). Jest w tych zdaniach całe bogactwo emocji: zdziwienie, niedowierzanie,  rozgoryczenie, niezadowolenie. Yates to doskonały psycholog-amator, a jego mistrzostwo polega (między innymi) na tym, że umiejętnie zamyka skomplikowane relacje intra- i interpersonalne w prostej formie. Siłą książki „Miasteczko Cold Spring Harbor” jest również to, że brak tu wyraźnej hierarchii „ważności” postaci – każda z nich jest równie interesująca i dla autora, i dla czytelnika.

Czy życie Evana Sheparda, wraz z założeniem rodziny, rzeczywiście już się skończyło? Skąd w bohaterach Yatesa tyle poczucia braku celu, perspektyw, niespełnienia? Przychodzi mi do głowy kilka odpowiedzi. Po pierwsze, nie bez znaczenia wydaje się być tutaj kontekst historyczny i kulturowy. Akcja powieści rozgrywa się w latach 30-tych XX wieku. Czy nie jest to okres panowania porządku, który potem zostanie tak gwałtownie zakwestionowany przez ruch hippisowski? Porządku opartego na konwenansach, mieszczańskiej moralności i niepodważalnych instytucjach, takich jak rodzina, praca, Kościół? Trudno sobie to pewnie wyobrazić nam, żyjącym w erze „płynnej ponowoczesności”, swobody wyboru i dominacji filozofii nieograniczonych możliwości. Po drugie, przykład Evana i jego ojca czy Glorii i jej dzieci pokazuje, że pewną życiową bezradność można społecznie odziedziczyć. Dorosły sfrustrowany, pragnący zmiany, a jednocześnie nie potrafiący jej dokonać, zanurzony w świecie nieziszczalnych planów stanowi raczej anty-wzorzec wewnątrzsterowności. Głęboko wierzę, że człowiek sam stawia sobie wyzwania i ograniczenia, daje sobie szansę lub ją sobie odbiera. Yatesa jednak wyraźnie interesują sytuacje odwrotne. A mnie to w nim fascynuje. Dlatego z przyjemnością sięgnę jeszcze po „Drogę do szczęścia” i „Wielkanocną paradę”.

2 komentarze:

  1. Widziałam film, rzeczywiście był operacją na otwartym sercu ... z ciekawością poczekam na recenzję innych jego książek - może są bardziej.. optymistyczne? najtrudniejsze było dla mnie pogodzenie się z tym, że nie było happy endu w tej historii a większość po środku była czystym bólem i jedną wielką nieporadnością ... acz prawdziwą
    aż mnie dreszcz przeszył jak sobie przypomniałam to wszystko. uu

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc nie spodziewam się, aby spod ręki tego autora wyszła jakaś optymistyczna powieść. Na razie się jednak o tym nie przekonam, bo musiałam przykręcić fundusze na zakup literatury:(

    OdpowiedzUsuń