wtorek, 27 grudnia 2011

Imponująca wola życia („Niezłomny”)

L. Hillenbrand „Niezłomny”
Wydawnictwo Znak Literanova
Kraków 2011

W jednym życiu Louisa Zamperiniego, bohatera „Niezłomnego”, zmieściło się jakby kilka żyć:

1. Dzieciństwo „chmurne i durne”. Louis Silvie Zamperini urodził się 26 stycznia 1917 roku w rodzinie włoskich emigrantów. Zdaje się, że bunt miał we krwi. Ognisty temperament nie pozwalał mu długo tkwić w jednym miejscu. Był szybszy niż bystry wzrok matki i jej czułe ramiona. Spuszczony na chwilę z oka, wymykał się w najbardziej nieprawdopodobnych sytuacjach. W wieku pięciu lat zaczął palić papierosy (pety), jako ośmiolatek sięgnął po pierwszy kieliszek wina. Kradł na potęgę jedzenie swoim sąsiadom. Płatał figle, wdawał się w bijatyki, dokuczał policjantom i nauczycielom. Stanął na czele „jednoosobowej rebelii”. Z pewnością nie było mu łatwo. Amerykańska prowincja lat 20. nie radziła sobie z innością. Często stawał się obiektem agresji ze strony kolegów, bariera językowa utrudniała zaś edukację. Problemy zdrowotne przełożyły się na mizerny wygląd, dodatkowo, jak pisze L. Hillenbrand, „poszczególne części jego twarzy, które później ułożą się w miłą dla oka całość, rosły w różnym tempie, przez co jego twarz wyglądała, jakby została zaprojektowana przez wewnętrznie skłócony komitet” (s. 20). Był na najlepszej drodze, aby przegrać swoje życie.

2. Kariera biegacza. Miłość do sportu zaszczepił Louisowi starszy brat, Pete. Przynależność do sekcji lekkoatletycznej miała być sposobem na resocjalizację niesfornego ucznia, ale z czasem bieganie stało się jego autentyczną pasją. Młodszy Zamperini miał talent, determinację i doświadczenie, nabyte w trakcie licznych ucieczek przed sąsiadami i stróżami prawa. Szybko zaczął osiągać pierwsze sukcesy, bić kolejne rekordy, rywalizować z najlepszymi. Mieszkańcy Torrance, którym przez wiele lat dawał się we znaki, stali się jego najwierniejszymi kibicami. „Louisomania” sięgnęła zenitu, kiedy w 1936 roku wywalczył kwalifikację olimpijską. Depeszę gratulacyjną przysłała nawet miejscowa policja, „(…) która zapewne cieszyła się, że ktoś inny wyręcza ją w ściganiu Louiego” (s. 39). Berlin tego lata miał kolor powiewających nazistowskich sztandarów. Zamperini, po imponującym finiszu, zajął ostatecznie ósme miejsce w biegu na 5000 m. Miał wtedy 19 lat, a dystans, w którym startował, pokonywał dopiero piąty raz w życiu. Obydwaj z Pete’em zdawali sobie sprawę, że złoty medal igrzysk w Tokio w 1940 toku jest w ich zasięgu. Marzenia o kolejnych zwycięstwach legły w gruzach, kiedy w 1941 roku Japonia zaatakowała Pearl Harbor. Louie, zgodnie z kierunkiem swojego przeszkolenia wojskowego, trafił do korpusu powietrznego. Niemal dokładnie rok po rozpoczęciu zmagań na Pacyfiku, „Super Man”, amerykański samolot B-24, w którym Zamperini pełnił funkcję celowniczego, wylądował na wyspie O’ahu. Stąd Phil, pilot bombowca, i jego załoga wyruszali na misje. Jedna z nich skończyła się tragicznie.

3. Dramat rozbitka. Louis, Phil, strzelec Mac i dwie tratwy ratunkowe – tyle ocalało po katastrofie bombowca „Green Hornet”. Pozbawieni zapasów wody pitnej i jedzenia, dryfowali przez 47 dni (sic!) po wodach Oceanu Spokojnego, w towarzystwie czekających na okazję rekinów. Oszołomieni, ranni, głodni i spragnieni, codziennie walczyli o przetrwanie, nie wiedząc, czy ich wysiłki mają sens. Zdawali sobie sprawę, że prądy znoszą ich daleko poza zasięg amerykańskich samolotów. Liczyli na to, że uda im się dotrzeć na jedną z tysięcy okolicznych wysp, choć wiele z nich opanowanych było przez Japończyków. Tego lotnicy obawiali się najbardziej – metody stosowane przez wroga owiane były złą sławą. Kiedy pewnego ranka usłyszeli rozdzierający niebo warkot silników, wydawało się, że przyszło ocalenie. Japoński – jak się później okazało – bombowiec zaczął jednak ostrzeliwać tratwę. Zanurzony w wodzie Louie musiał jednocześnie chronić się przed gradem kul i walczyć z rekinami. Phil i Mac nie mieli dość siły, aby utrzymać się poza burtą. Mimo to wszyscy przetrwali. Rozbitkowie zmagali się nie tylko z wyczerpaniem fizycznym, ale także z problemami natury psychicznej. Sytuacja tak skrajna w jednych wzmaga wolę życia, w innych – totalną rezygnację. Pilot i celowniczy trzymali się kurczowo nadziei, Mac poddał się. Czterdziestego siódmego dnia natknęli się na łódź. Japońską łódź.

4. Gehenna więźnia. Phil i Louie znaleźli się w rękach wroga. Radość z ocalenia szybko ustąpiła miejsca przerażeniu, kiedy wyszło na jaw, że zostaną przetransportowani na Kwajalein, Wyspę Straceń. Od tego momentu rozpoczęła się ich kilkuletnia „wędrówka” po rozmaitych obozach, a w każdym z nich towarzyszyły im głód, przemoc fizyczna, wyniszczające choroby, a przede wszystkim upokorzenie. Wydawało się, że rozbitkowie doświadczyli na oceanie sytuacji najbardziej ekstremalnej z możliwych. W niewoli przekonali się, że godność jest człowiekowi równie niezbędna do życia, jak pokarm i woda. „Na Kwajalein strażnicy dążyli do pozbawienia ich czegoś, co trzymało ich przy życiu nawet wówczas, gdy przepadło wszystko inne: ludzkiej godności. Szacunek do samego siebie i poczucie własnej wartości, najtajniejsza broń duszy, jest istotą człowieczeństwa; ktoś ich pozbawiony jest odczłowieczony, oderwany od ludzkości i zdegradowany (…). Wraz z godnością tracą [ludzie poddani dehumanizującemu traktowaniu] tożsamość. Nie określają już sami siebie, lecz są określani przez swoich prześladowców oraz okoliczności, w jakich są zmuszeni przebywać” (s. 184). Louie tęsknił za tratwą.

„Niezłomny” powinien zadowolić czytelników różnej maści. Na najbardziej podstawowym, fabularnym poziomie, jest to sprawnie napisana biografia, odsłaniająca kulisy życia świetnie zapowiadającego się sportowca, którego karierę przerwała II wojna światowa. Na lekturze nie zawiodą się miłośnicy historii, którzy znajdą tu wiele interesujących i szczegółowo podanych faktów na temat tego, jak wyglądały działania militarne na Pacyfiku w latach 1941-1945. Przypisy w tej książce zajmują 48 stron (!), można ją więc potraktować jako rzetelne źródło wiedzy. Opowieść o Louisie Zamperinim to także egzemplifikacja amerykańskiego mitu „od pucybuta do milionera” – oto syn włoskich emigrantów, którego przyszłość rysowała się w ciemnych barwach, dzięki talentowi, samozaparciu i pasji staje się wybitnym biegaczem, a potem odważnym żołnierzem, co przynosi mu sławę i społeczne uznanie. Dla mnie jednak to przede wszystkim pochwała siły ludzkiego umysłu, afirmacja woli życia, odwagi posiadania nadziei, optymizmu. Ale także przyczynek do refleksji o traumie wojennej, jej dramatycznym przebiegu i skutkach. Minęło wiele czasu, zanim pozornie beztroski Louie uporał się z demonami przeszłości. Proces zdrowienia był długi i bolesny, znaczony alkoholowymi ekscesami, koszmarami sennymi, obsesyjnymi myślami o zemście i krzywdą wyrządzaną najbliższym. Za mało się nadal mówi o tym, jakim wyzwaniem dla ludzkiej psychiki i zdolności pojmowania jest wojna. Niektórzy koledzy „Niezłomnego” nie otrząsnęli się z niej nigdy. Książkę Laury Hillenbrand czytajmy więc i ku pokrzepieniu, i ku przestrodze.

2 komentarze:

  1. Rzeczywiście coś w tym jest, że mało mówi się o psychicznych skutkach wojny, mało poświęca się uwagi temu, czego nie widać na pierwszy rzut oka, a to przecież najbardziej istotne.
    Książka jeszcze przede mną, ale już po Twojej recenzji jestem pełna podziwu dla niesamowitej woli walki i przetrwania Louis'a. Zarówno jako nieakceptowanego młodego chłopca, jak i dorosłego, który doświadczył trudów wojny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka to też dobry przyczynek do tego, żeby zastanowić się, co taką wolę życia w człowieku kształtuje. Wiele wskazuje na to, że to "coś", co czyniło młodego Louisa okolicznym "łobuzem", później zadecydowało o jego przetrwaniu. Jest to zatem jakby ta sama energia, tyle że skierowana w dwie różne strony. Ciekawe...:)

    OdpowiedzUsuń