poniedziałek, 9 kwietnia 2012

On nie jest seryjnym mordercą!


D. Wells „Nie jestem seryjnym mordercą”
Wydawnictwo Znak Emotikon
Kraków 2012

O publikacji Dana Wellsa napisano już chyba w sieci wszystko. Jak wynika z mojego rozpoznania, przyjęto ją życzliwie, a nawet entuzjastycznie. Nie widzę zatem sensu, aby roztrząsać tu szczegółowo treść dzieła. Wejdę za to w buty tego, kto dokłada łyżkę dziegciu do beczki miodu. Ja bowiem zupełnie nie kupuję tej książki. Mam wrażenie, że autor, poszukując sposobów na uatrakcyjnienie, udramatyzowanie i „u-co-tam-jeszcze” akcji, zupełnie niepotrzebnie odkleił się od rzeczywistości i spalił, skądinąd całkiem niezły, pomysł. Jako istota złośliwa, myślę sobie po cichu, że doszedł on do następującego wniosku (i zapewne miał rację): obecność w tekście istot nadprzyrodzonych przekłada się na wydawniczy i finansowy sukces. Taki już los literatury powstającej po „Zmierzchu”. Tymczasem i bez tych dodatkowych atrakcji dzieje się w nim wiele.

Koncepcja głównego bohatera, jaką przyjął amerykański pisarz, dawała mu szerokie pole manewru w kwestii budowania opowieści. John Wayne Cleaver, nastolatek z Clayton, cierpi bowiem na APD, antyspołeczne zaburzenia osobowości, które charakteryzują się przede wszystkim brakiem empatii. W związku z tym, że w jego umyśle czai się „potwór”, gotowy w każdej chwili wydostać się na powierzchnię, musi on przestrzegać szeregu zasad, które sam wypracował, aby chronić siebie i innych. Nie pozwala sobie zatem na to, aby zbyt długo obserwować jedną osobę, gdyż rodzi to obsesję. Kiedy kogoś zrani, natychmiast stara się powiedzieć mu coś miłego, aby nie rozkręcać spirali negatywnych emocji. Dystansuje się także od zwierząt. Wewnętrzne napięcia rozładowuje zaś w społecznie akceptowany (a może raczej dopuszczalny) sposób: pracuje w zakładzie pogrzebowym swojej matki i jej siostry, ciotki Margaret, a przede wszystkim interesuje się seryjnymi mordercami, co i tak w sumie czyni z niego lokalnego dziwaka. Kiedy miasteczkiem wstrząsa seria brutalnych zabójstw, za każdym razem pojawia się tam, gdzie odkryto zwłoki. „Przychodząc w to miejsce, chciałem dotrzeć gdzieś dalej i głębiej, leciutko zarysowałem mur, którego nie śmiałem przebić. Za nim czaił się potwór, a ja zbudowałem ten mur, by trzymać potwora daleko od siebie. Teraz się ruszał i przeciągał, jego sen stawał się niespokojny. W mieście pojawił się inny potwór. Czy za jego sprawą ten, którego trzymam w ukryciu, obudzi się?” (s. 24-25).

Zastanawiam się, czy książka Dana Wellsa może pełnić funkcję edukacyjną, oswajać młodzież z zagadnieniem socjopatii/psychopatii? Trzeba oddać autorowi, że wiarygodnie opisał psychikę nastolatka cierpiącego z powodu antyspołecznych zaburzeń osobowości oraz jego relację z terapeutą. Obawiam się jednak, że młodzi czytelnicy będą spostrzegać Johna Cleavera jako część tej samej rzeczywistości, do której należy demon bezwzględnie atakujący mieszkańców Clayton – do rzeczywistości istot nadprzyrodzonych, nierealnych. Literatura fantasy ma długą, piękną i bogatą tradycję. Mam jednak wrażenie, że ostatnio wykorzystywana jest w sposób instrumentalny, wybiórczy, a nawet cyniczny. Nie widzę powodu, dla którego w książce Wellsa musiał pojawić się krwiożerczy potwór. Ta postać nie służy budowaniu jakiegoś interesującego świata alternatywnego, nie pobudza i rozwija wyobraźni, nie skłania do refleksji. Jest tyle innych, ciekawszych pozycji, nawet jeśli poszukujemy głównie rozrywki. Wspomnieć tu wypada chociażby T. Pratchetta. Po prostu nie byłabym skłonna polecić publikacji „Nie jestem seryjnym mordercą” znajomemu nastolatkowi. Nie jest to uczciwa powieść fantasy ani solidny kryminał czy sensacja. Czym zatem jest, nie umiem odpowiedzieć. Po co sięgać po słabe, skoro można przynajmniej po przeciętne, po co sięgać po przeciętne, skoro można przynajmniej po dobre? Po raz kolejny przekonuję się, że młodzież gimnazjalno-licealna to najtrudniejszy „target” dla pisarzy. Nie można zaspokoić ich już „tanią bajeczką”, z drugiej strony – łatwo zniechęcić zbyt poważną tematyką. Jak zwykle chodzi o ten złoty środek. W moim przekonaniu amerykańskiemu pisarzowi nie udało się go znaleźć.

2 komentarze:

  1. Ciekawe, że ktoś wyłamuje się z tego chóralnego entuzjazmu... Książki jeszcze nie znam, stoi na półce i czeka na moją wenę, natomiast nie mogę się nadziwić, dlaczego w Polsce ta książka została skierowana do "targetu" młodocianego. W Niemczech leży na półkach z kryminałami dla dorosłych, ewentualnie z fantastyką dla dorosłych i nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby polecać ją nastolatkom. Co się splata z Twoimi wnioskami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w takim razie bardzo ciekawa Twoich wrażeń! Ja powiedziałam "nie" tej książce głównie dlatego, że mam poczucie wciskania tu na siłę tego świata nadprzyrodzonego. To jest ostatnio jakaś mania - nie powstaje w ten sposób ani dobra literatura fantasy, ani powieść obyczajowa czy kryminał, tylko taki miszmasz.

    OdpowiedzUsuń