E.
Chang „Czerwona róża, biała róża”
Wydawnictwo
W.A.B.
Warszawa
2009
Okładka
„Czerwonej róży, białej róży” wydaje mi się być erotyczna,
ale erotyczna w specyficzny sposób. Nie podano na niej nic na tacy,
kobieta rozmawiająca przez telefon nie pokazuje twarzy, a jej postać
obleczona jest w dość skromny strój. A jednak – te buty na
obcasach zapinane w kostce, ta sukienka odsłaniająca kawałek uda,
ten łuk ciała – to wszystko kojarzy mi się erotycznie :) Z
opowiadaniami Eileen Chang jest podobnie jak z tą okładką – to,
co na pierwszy rzut oka chłodne i zdystansowane, w środku kipi od
emocji. Chińska pisarka kreuje pozornie banalne, codzienne sytuacje,
które rozsadza jednak od środka jakieś ciśnienie, z trudem
powstrzymywane przez system konwenansów. Słowa pulsują tu
dodatkowymi, ukrytymi znaczeniami, które kotłują się pod
powierzchnią. U Chang wszystko, co najważniejsze, dzieje się
między wierszami. Namiętność i konwenans, jako jej przeciwwaga,
to kluczowe tematy jej opowieści. Może właśnie ze względu na ten
tandem, związek kobiety z mężczyzną jest czymś najbardziej
pożądanym, a jednocześnie najbardziej rozczarowującym.
Szczególnie
do gustu przypadło mi tytułowe opowiadanie „Czerwona róża,
biała róża”, które uwodzi już od pierwszego zdania:
„W
życiu Zhenbao były dwie kobiety. Pierwszą z nich nazywał białą
różą,
drugą
– czerwoną” (s. 73).
I
dalej:
„Pierwsza
była nieskazitelną żoną, druga – namiętną kochanką. Nie bez
powodu w świadomości większości Chińczyków etymologia słowa
oznaczającego kobiecą czystość wiąże się zarówno z cnotą,
jak i żarliwością uczuć. Być może każdy mężczyzna miał w
życiu co najmniej dwie takie właśnie kobiety. Gdy ożenisz się z
czerwoną różą, prędzej czy później czerwień zmieni się w
krew zabitego na ścianie komara, biała róża zaś na zawsze
pozostanie promieniem księżyca padającym na posadzkę przed łożem.
Jeśli pojmiesz za żonę białą różę, wkrótce będzie ona jak
grudka ryżu, która przypadkiem przykleiła się do ubrania.
Czerwona tymczasem stanie się szkarłatnym znamieniem wypalonym w
twoim sercu” (s. 73).
Opowiadania
Chang potrafią też boleć. W „Złotych kajdanach” natężenie
frustracji i bezradności jest tak duże, a gotowość do rujnowania
cudzego szczęścia w imię zasady „mnie nie udało się być
szcześliwą, więc ty też nie masz prawa do szczęścia” tak
przerażająca, że musiałam dać sobie po jego lekturze sporo czasu
na ochłonięcie. Spodobała mi się także opowieść zamykająca
tom – „Miłość w pokonanym mieście” – jedyna chyba tak
otwarcie optymistyczna.
Eileen
Chang połączyła ogień z wodą, chłód z namiętnością,
powściągliwość z emocjonalnością. Choć nie mogę powiedzieć o
sobie, że jestem rozczarowana lekturą, wręcz przeciwnie –
oceniam ją wysoko, to jednak czuję pewien niedosyt. Z czego on
wynika – nie wiem. Być może z różnic kulturowych, być może
ustawiłam poprzeczkę oczekiwań zbyt wysoko. Ale to tylko moja
fanaberia, przecież jest bardzo dobrze :)
Dla mnie to literatura najwyższych lotów.:) Czytałam już dawno temu, ale mimo to wciąż pamiętam ich klimat, a nawet wątki, i miałam takie same jak ty refleksje.:) Na tym właśnie polega urok tych opowiadań, że mają pozostawiać w czytelniku niedosyt. Ta proza to doskonały przykład potwierdzający słowa, że literatura ma przybliżać tajemnice, ale ich nie zdradzać całkowicie:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to dobry trop, ale proza Chang kojarzy mi się z pisarstwem Alice Munro. Ciekawa jestem, czy zostanie we mnie na dłużej...
OdpowiedzUsuńAleż to dobry trop!:) Uwielbiam prozę Alice Munro! Niedługo w Polsce ukaże się kolejny zbiór jej opowiadań.
OdpowiedzUsuńWidziałam już w zapowiedziach :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to dobry trop, ale proza Chang kojarzy mi się z pisarstwem Alice Munro - no teraz to Cie musze udusić, Na Chang zasadzam sie od dłuższego czasu ale poniewaz stosik w domu jest ogromny, kolejka do recenzji sie nie zmniejsza, wciaz odkładam zakup, a teraz to nie mam wyboru
OdpowiedzUsuńKiedy piszesz o erotyzmnie na myśl mi przychodzi wdowa Couderc Simeona. Tam normalnie az sie czuło zapach, jeśli tu jest podobnie to ja po prostu MUSZĘ
Ja nie chcę jeszcze ginąć!!! :) Wprawdzie opowiadania Chang są bardzo dobre, ale życia bym za nie nie oddała ;)
UsuńJakiś czas usłyszałem tylko tytuł "Czerwona róża, biała róża" - myślałem, że to książka o Wojnie Dwóch Róż i zastanawiałem się co też ciekawego może miec do powiedzenia Chinka na temat wojny w średniowiecznej Anglii :-))
OdpowiedzUsuńA to dobre!:) Ja pochwalę ci się innym bon motem: niedawno pisałam do wydawnictwa z prośbą o to, żeby przysłali mi do recenzji książkę "Noc żywych Żydów". Wysłałam maila, ale dręczyło mnie przeczucie, że coś jest nie tak. Przeczytałam go raz jeszcze i okazało się, że poprosiłam o... "Noc żywych trupów" :)
UsuńOstatnie opowiadanie jest dobrym zwieńczeniem zbioru i faktycznie daje nadzieję na optymistyczne zakończenie.
OdpowiedzUsuńMunro b. lubię, ale w moim odczuciu pisze inaczej - jest nieco przewrotna w porównaniu z Chang.;) tak czy owak, obie pisarki warte grzechu.;)
Chang skojarzyła mi się z Munro, bo podobny wydaje mi się klimat ich opowiadań - obydwie bazują na opisie codziennych, banalnych sytuacji, obydwie lubią korzystać z niedopowiedzeń. Munro nie odebrałam jako przewrotnej, ale czytałam tylko "Zbyt wiele szczęścia" - tam też dostrzegłaś przewrotność?:)
UsuńZwłaszcza w tym zbiorze.;) Może użyłam niewłaściwego określenia, ale chodzi mi o taki zabieg: akcja powoli się rozwija, zaprzyjaźniamy się z bohaterem, a tu nagle następuje zaskakujące zachowanie, które nie zawsze na dodatek jest wyjaśnione.;)
UsuńHmm, muszę się jej przyjrzeć w takim razie, w wolnym czasie, jeszcze raz :) Uświadomiłam sobie teraz, że tak naprawdę niewiele z tej książki pamiętam, choć nie czytałam jej przecież tak dawno temu - na pewno pierwsze opowiadanie, które ostro mną wstrząsnęło i opowieść o drwalu - taką, powiedziałabym, medytacyjną. A poza tym pustka... może taki jest los książek opartych na niedopowiedzeniach? :)
UsuńNa pewno pamiętasz opowiadanie ostatnie o matematyczce.;) Mnie kołacze się historia kobiety, którą w wiejskim (?) domku naszedł przestępca i historię studentek i tajemniczego sponsora.
UsuńWiesz, że WAB też szykuje zbiór opowiadań Munro?
Bardzo lubię niedopowiedzenia w książkach, bo zmuszają do zastanowienia się nad treścią. Jeśli do tego niepokoją, to tym bardziej mi się podobają.;)
Tak, masz rację, opowiadanie o matematyczce też mi się kołacze gdzieś pod kopułą ;) Zapowiedź nowej książki już widziałam i wciągnęłam ją na listę życzeń :) Też lubię niedopowiedzenia, w zasadzie uważam, że nie ma chyba w sztuce nic gorszego niż zbytnia dosłowność, z tym że w przypadku takiej książki, jakie piszą Munro czy Chang, łapię się na tym, że po czasie pamiętam raczej ich atmosferę, klimat, kłopot mam zaś z konkretami - bohaterami czy fabułą.
UsuńParę tygodni temu wypożyczyłam z biblioteki inną książkę tej autorki - "Gorzkie spotkanie". Ona także jest wydana w serii nyrb, serii która bardzo przypadła mi do gustu. Jednak na tej książce zawiodłam się bardzo. Sam opis akcji wydaje się ciekawy, rzecz dzieje się w Hongkongu podczas II wojny, główna bohaterka z racji na panującą sytuację musi opuścić elitarną szkołę i nawiązuje romans z mężczyzną uznanym przez Chińczyków przez zdrajcę. Ale sposób napisania w ogóle do mnie nie przemówił, nie dokończyłam lektury, co bardzo rzadko mi się zdarza - przede wszystkim odniosłam wrażenie, że książka napisana jest dość chaotycznie, jest w niej za dużo niedopowiedzeń. Zupełnie też nie umiałam się odnaleźć w rodzinie bohaterki (trzecia stryjenka, czwarta ciotka, druga matka - bardzo mi się te postaci myliły, nie wiedziałam kto jest kim).
OdpowiedzUsuńAle mimo wszystko po opowiadania autorki chętnie bym sięgnęła, może w krótszej formie takich zawiłości nie ma :-)
@Karolina
UsuńDla mnie "Gorzkie spotkanie" też było gorzkie.;) Nie mogłam jakoś wciągnąć się w fabułę. Styl wydał mi się inny niż w opowiadaniach, niedopracowany. W rezultacie książkę odłożyłam po ok. 40 stronach, ale kiedyś do niej wrócę. Opowiadania Chang są wg mnie o niebo lepsze, daj się skusić.;)
Ja dotarłam do 75 strony :-) Choć już od jakiejś 20 miałam ochotę odłożyć. Jakiś wewnętrzny głos mówił mi jednak: "daj tej książce szansę". Próbowałam, ale się poddałam.
Usuń@Karolina
UsuńTe koligacje rodzinne, o których piszesz, w "Czerwonej róży, białej róży" też są obecne i też sprawiają trochę kłopotu :) Nie rzutowało to jednak w dramatyczny sposób na mój odbiór lektury :) Też mam czasami wrażenie, że autor tak głębokie niedopowiedzenie zbudował, że sam się w nim pogubił, a ja, jako czytelnik, nie mogę się w nim połapać tym bardziej :)
Fajnie dziewczyny, że poznałam wasze zdanie na temat "Gorzkiego spotkania", bo kiedyś się na nie natknęłam, zaciekawił mnie opis i miałam w planach, ale chyba odłożę na "wieczne potem"!
nie słyszałam o tej książce, ale teraz nabrałam na nią chęci :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam :)
UsuńGratuluję rocznicy!
OdpowiedzUsuńOdpuszczę sobie na razie jej lekturę ;D
OdpowiedzUsuńNic na siłę...:)
UsuńNigdy nie czytałam chińskiej literatury i chyba na razie nie przeczytam. Raczej nie lubię krótkich opowiadań, bo nie zdążę się w nie porządnie wczuć, a już się kończą...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
Też byłam przez długi czas sceptyczna wobec opowiadań, ale teraz myślę, że wszystko zależy od autora - z tego, co wyżej pisały dziewczyny wynika, że Chang np. sprawdza się bardziej w któtkich formach, z kolei np. B. Schlink, którego bardzo cenię, pisze świetne dłuższe fabuły, ale jego opowiadania zazwyczaj mnie nie przekonują.
UsuńCzytałam i niestety ja byłam lekko rozczarowana. Tytułowe opowiadanie również najbardziej spodobało mi się. Ogólnie każde opowiadanie wypadało bardzo dobrze jako opowieść. Jednak wydaje mi się, że to moje rozczarowanie nie jest oznaką znudzenia lekturą, a stylem pisania autorki, który mnie nie porywa. Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć, ale przy niektórych pisarzach leci się z tekstem swobodnie, a w tym przypadku tak nie było. Ty napisałaś, że to różnice kulturowe być może i to, że trudno nam zrozumieć zachowanie tamtejszych kobiet przez co wywołuje w nas pewne rozczarowanie ich postawą.
OdpowiedzUsuńJa swoich doznań związanych z lekturą i postawą bohaterek rozczarowaniem nazwać nie mogę - patrzyłam na nie raczej jak na kolorowe, egzotyczne ptaki - piękne, ciekawe, ale nie do końca umiałam wczuć się w ich dylematy - stąd moja hipoteza o dających znać o sobie w przypadku tej literatury różnicach kulturowych.
UsuńNie słyszałam nigdy o tej autorce, chyba również nie czytałam nigdy chińskiej literatury, ale ten zbiór opowiadań brzmi naprawdę zachęcająco.
OdpowiedzUsuńZ tego co pisały wyżej dziewczyny wynika, że chyba od opowiadań warto przygodę z tą pisarką zacząć. Skusisz się więc?:)
Usuń