A.
Salmela „27, czyli śmierć tworzy artystę”
Przełożyła: Iwona Kiuru
Przełożyła: Iwona Kiuru
Wydawnictwo
W.A.B.
Warszawa
2012
Choć
pewnie świadczyć to będzie o moim popkulturowym opóźnieniu,
przyznam się tutaj wprost i szczerze, że o istnieniu Klubu 27
usłyszałam po raz pierwszy dopiero po śmierci Amy Winehouse, mając
na karku lat – nomen omen – 27. Bohaterka książki Alexandry
Salmeli pragnie dołączyć do „elitarnego” grona tych, którzy
żyli intensywnie i odeszli młodo. Śmierć w końcu – jak głosi
tytuł powieści – tworzy artystę. A Angie za artystkę pragnęłaby
uchodzić. Oczekiwań od świata nie ma wielkich – ot, napisać
jedno wiekopomne dzieło, odejść spektakularnie w glorii i chwale i
żyć już wiecznie w pamięci potomnych. To, co łatwo sobie
wymarzyć, trudniej jednak zrobić. Młoda adeptka sztuki pisarskiej
męczy się i poci, a jedyne na co może liczyć, to zgryźliwe
recenzje przyjeciela. Na dokładkę rzeczywistość dopomina się o
swoje – uczelnia o pracę magisterską, ojciec lamentuje nad
brakiem celu życiowego córki, babcia naciska na znalezienie
„porządnej” pracy, czyli takiej, w której zarabia się
pieniądze (próby literackie nie mieszczą się w tej kategorii), a
starsza siostra, „zawsze tak rozsądna i efektywna” (s. 118),
traktuje ją z wyższością osoby jasno zdefiniowanej. W tym
kontekście wyjazd Angie na fińską wieś, aby tam ogarnąć chaos
panujący w jej głowie i życiu, jest próbą wykrzyczenia: „A
dajcie mi wszyscy święty spokój!”. Książka Salmeli ma jeszcze
jedną „cichą” bohaterkę – Piię, mieszkankę domu w środku
lasu, żonę Marko, matkę trójki dzieci i właścicielkę
terenowego Opla. Równie zagubioną co Angie, choć trochę inaczej,
bo zamkniętą już w konkretnej roli. Jeśli wierzyć jednemu z
narratorów – żyjącą w świecie iluzji: iluzji szczęścia,
doskonałości, dziarskości. Spotkanie tych dwóch kobiet,
początkowo sobie niechętnych, wywróci wiele spraw do góry nogami.
„27, czyli śmierć tworzy artystę” to historia kobiecego
poszukiwania własnej tożsamości i odrębności. Pragnienie Angie,
by spłodzić genialne dzieło i umrzeć młodo, jest niczym więcej,
jak rozpaczliwą próbą zdefiniowania siebie, wejścia w jedną z
gotowych ról. Dlaczego akurat taką – to już zupełnie inna
kwestia. Piia z kolei, jak zauważa narratorka „Zawsze chciała być
inna, chciała być w szarym tłumie jedyną w swoim rodzaju myślącą
indywidualnością. Jej życie stało się jednak pasmem połowicznych
rozwiązań. Chciała być obecna, ale nie była w stanie się w nic
zaangażować. Chciała podróżować, ale nie potrafiła zostawić
za sobą starych śmieci. Chciała utonąć w miejskim wirze, ale
tęskniła za spokojem duszy. Chciała się przeprowadzić do lasu,
by oczyścić umysł, ale nie radziła sobie poza granicami miasta.
Chciała być ekologiczna, ale była zbyt wygodnicka. Chciała zostać
aktywistką, ale nie mogła znieść ludzi” (s. 23). Obydwie
kobiety projektują utopijne wizje swojego życia, a kiedy trzeba
przejść od słów i wyobrażeń do czynów, okazują się zbyt
słabe, niepewne, kiepsko zdeterminowane. Sięgając po to, co
niedostępne, zyskują usprawiedliwienie dla swojej porażki. Zwalnia
je to także z konieczności mierzenia się z tym, co tu i teraz.
Problem tożsamości był już w literaturze wielokrotnie podnoszony
i w tej kwestii słowacka pisarka nie mówi nam nic oryginalnego.
Zaskakuje natomiast dystansem, z jakim traktuje swoje bohaterki.
Potrafi być wobec nich bezceremonialna i złośliwa. Bez mrugnięcia
okiem obnaża ich wady i słabości, stawia w krępujących
sytuacjach. Nie można natomiast powiedzieć, że ich nie lubi, z tym
że jest to tzw. „szorstka przyjaźń”. Wszystko to sprawia, że w „27, czyli śmierć tworzy artystę” dominuje raczej ton lekki,
zabawno-ironiczny, trochę komediowy. Nie wszystkie książki świata
muszą być oczywiście śmiertelnie poważne, poczucie humoru i
cięty język cenię sobie u pisarzy niezwykle wysoko, ale w tej
zabrakło mi jednak głębi. Mam wrażenie, że eksperymenty
formalno-językowe przysłoniły tu sedno sprawy. Trzeba bowiem
wspomnieć jeszcze, że oryginalna jest w tej powieści narracja –
oprócz głównej bohaterki, głos zabiera jeszcze trzech narratorów
– i ludzi, i, o dziwo!, przedmiotów. Obserwowanie ludzkich relacji
z perspektywy terenowego Opla jest doprawdy pouczające. Pan
Prosiaczek, różowa maskotka, tryska wiecznym optymizmem. Kasandra
zaś... niech pozostanie tak tajemnicza, jaką jest przez dużą
część książki. Zastosowanie wielogłosowości było ciekawym
pomysłem, choć szkoda, że nie wykorzystano możliwości tego
narzędzia do pokazania pogłębionego portretu bohaterów. Przyznam
szczerze, że nie do końca rozumiem, czemu akurat ta książka
spotkała się w Finlandii z tak entuzjastycznym przyjęciem. Być
może pisząca po fińsku Słowaczka, obca, a jednak „swoja”,
nazwała jakieś fińskie bolączki, kompleksy, współczesne
dylematy. Jeśli tak – pozostaje to dla mnie nieczytelne, przede
wszystkim ze względu na małą znajomość tego kraju. Podsumowując:
„27, czyli śmierć tworzy artystę” to całkiem udany kawałek
prozy, choć we mnie pozostawił niedosyt. W Serii z Miotłą czytałam książki zdecydowanie lepsze, ta raczej trafi
na półkę z etykietą „miotłowego” przeciętniaka.
Tylko tyle i aż tyle.
Byłam jakiś czas temu na spotkaniu dotyczącym kultury Słowacji i pani prowadząca spotkanie poprosiła najpierw o wymienienie znanych nam czeskich autorów, oczywiście posypało się dużo nazwisk, a potem spytała o słowakich pisarzy i zapanowało krępujące milczenie. Zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie nic powiedzieć o Słowacji i nie znam żadnego znanego Słowaka. Postanowiłam poprawę i chyba to już będzie zwyczajem, że twój blog mi pomaga w moich postanowieniach ;)
OdpowiedzUsuń"Chciała zostać aktywistką, ale nie mogła znieść ludzi” - zakochałam się w tym zdaniu ;)
No właśnie, słowaccy pisarze... też miałabym kłopot, żeby wymienić jakieś nazwisko. Z Salmelą jest jeszcze ten problem, że nie wiadomo, jaką przypisać jej etykietę. Niby Słowaczka, ale żyje w Finlandii, pisze po fińsku. Ten ostatni argument zadecydował o tym, że „27, czyli śmierć tworzy artystę” zaliczyłam jednak do... literatury skandynawskiej :-) I masz Ci babo placek! :-)
OdpowiedzUsuńZwróciłam uwagę na tę książkę, bo namiętnie czytam Serię z Miotłą i byłam przekonana, że autorka pochodzi z Finlandii :) Lubię eksperymenty narracyjne, więc sądzę, że ta oryginalna powieść przypadłaby mi do gustu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja też uwielbiam Serię z Miotłą, mam nawet zamiar zgromadzić w domu wszystkie wydane w niej książki. Na razie uzbierałam 12 sztuk :-) Zachęcam do przeczytania Salmeli - byłam w gruncie rzeczy wobec niej dość surowa, ale to chyba tylko dlatego, że Serii z Miotłą stawiam największe wymagania :-) Pozdrawiam!
UsuńMam dobrą wiadomość! Alexandra Salmela będzie w Polsce w styczniu 2013r.! Będzie miała spotkanie autorskie w Poznaniu (17 stycznia, godz. 18.00, w Kluboksięgarni Głośna, ul. Święty Marcin 30/8-9).
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Wpisuję do kalendarza!
Usuń