poniedziałek, 3 stycznia 2011

Noworocznie...

No i stało się. Stary Rok za nami, Nowy Rok przed nami. Jak zawsze, niesie on ze sobą obietnicę spełnienia marzeń i realizacji celów. Chociaż mam świadomość, że zaklęcia wypowiadane podczas sylwestrowego rytuału przejścia nie uwolnią nas od nieubłaganej ciągłości życia (ilu z nas pragnie choć przez chwilę rozpocząć wraz z pierwszym stycznia nowy rozdział, oddając przeszłość we władanie Wielkiej Amnezji?), co roku sobie coś postanawiam. Lubię nawet ten zwyczaj – to po prostu dobra okazja do tego, żeby raz na jakiś czas dokonać bilansu swoich poczynań.

Tegoroczne postanowienia w dziedzinie literatury podzieliłam roboczo na trzy grupy (wrażenie matematycznej wręcz precyzji tego wywodu jest pożądane :):
a.) ogólne – dotyczą pewnych tendencji czytelniczych, kursu, który chciałabym obrać;
b.) szczegółowe – nakierowane na przeszłość – dotyczą lektur dostępnych już na rynku wydawniczym (czasami od bardzo dawna), których z jakichś powodów nie zdążyłam przeczytać, a bardzo bym chciała;
c.) szczegółowe – nakierowane na przyszłość – dotyczą książek, które jeszcze się nie ukazały, ale już się materializują (tzn. osiągnęły taki stopień „materializacji”, że wydawnictwa postanowiły umieścić je na swoich stronach internetowych w kategorii zapowiedzi :)

Co się tyczy punktu pierwszego, czyli motywu przewodniego roku 2011, będzie nim dychotomia centrum-peryferia. Czytam właśnie książkę nigeryjskiej pisarki Chimamanda Ngozi Adichie pt. „Połówka żółtego słońca” (mam nadzieję umieścić już niedługo jej recenzję na blogu) i nadziwić się nie mogę, że literatura afrykańska tak rzadko trafiała do tej pory w moje ręce. A bez wątpienia wiele się w niej dzieje. Jest w tym ogromne zaniedbanie – może moje, a może wydawców – i folgowanie europocentrycznej perspektywie. Mam poczucie, że nie wykorzystuję szansy, jaką daje świat współczesny, który oprócz globalizacji, przyniósł także fascynację różnorodnością. Moja uwaga w tym roku kieruje się więc na peryferia, obrzeża, terra incognita.

Plany czytelnicze dotyczące książek już wydanych zawsze wpędzają mnie w konfuzję. Co rusz próbuję sporządzać jakąś listę, na której skrupulatnie zapisuję kolejne pozycje. W końcu rozrasta się ona do takich rozmiarów, że przetacza się nade mną wizja porażki. Kiedy osiąga ona określone natężenie, przychodzi moment na podarcie listy – podarta jest zdecydowanie mniej irytująca :) Mam wtedy spokój, aż do… powstania kolejnej. W tym roku (a trwa on zaledwie trzy dni!) znalazły się już na niej „Balladyny i romanse” Karpowicza, „Wąż w katedrze” Piątka (obydwie nominowane do Paszportów Polityki), „1Q84” Murakamiego, „Rozmowa w Katedrze” Llosy, „Łuskanie światła. Reportaże rosyjskie” Jędrzeja Morawieckiego, a nawet saga „Cukiernia pod Amorem” polskiej pisarki M. Gutowskiej-Adamczyk. Pytam retorycznie – co będzie dalej?

Im dalej, tym trudniej, bo im więcej pojawia się nowości, tym większe powstają zaległości. Dokonałam już małego rekonesansu wśród propozycji wydawców. Oto kilka z nich, które wydają mi się szczególnie interesujące:
• S. Obirek „Umysł wyzwolony. W poszukiwaniu dojrzałego katolicyzmu” (W.A.B.) – chociaż sam temat mnie nie dotyczy, zawsze warto poczytać mądrych i krytycznie nastawionych autorów.
• J. Dehnel „Saturn. Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya” (W.A.B.) – nowe dzieło laureata Paszportów Polityki.
• M. Nurowska „Mój przyjaciel zdrajca” (W.A.B.) – rzecz o Ryszardzie Kuklińskim. Ciekawa jestem sposobu potraktowania tematu i postaci.
• M. Ronka „Mężczyzna o twarzy mordercy” (Czarne) – dziś niemal każde wydawnictwo ma w swojej ofercie dobry kryminał – Czarne postawiło na pisarza z Finlandii.
• G. Sadułajew „Jestem Czeczenem” i G. Rosenberg „Kraj utracony. Moja historia Izraela” (Czarne) – te przestrzenie geograficzne i tematyczne zawsze mnie intrygowały.
• A. Wójcińska „Reporterzy bez fikcji. Rozmowy” (Czarne) – kto lubi reportaże, ten rozumie :)
• W. Klimczyk „Wizjonerzy ciała. Panorama współczesnego teatru tańca” (Ha!art) – ciało
w ruchu to bez wątpienia inspirujący „obiekt”!

Nietrudno zauważyć, że to oferta tylko kilku wydawnictw! To będzie ciekawy rok! :)

5 komentarzy:

  1. Jeśli rzeczywiście chwycisz bakcyla literatury afrykańskiej i będziesz nią zainteresowana, to bardzo polecam na początek absolutną klasykę. Powieścią, która uznawana jest, że tak powiem, za: "pierwszą ważną, wielką powieść afrykańską", jest "Wszystko rozpada się" Chinuy Achebe. Też Nigeryjczyk. Rzecz dotyczy kolonizacji plemion ludu Igbo, i przemian zeń wynikających. Świetne. Aż dziw bierze, że nie znamy tego bardziej powszechnie w Polsce i nie zalicza się ona w Polsce do klasycznego kanonu literatury zagranicznej (tak przecież świetnie rozpoznani są przynajmniej niektórzy pisarze choćby Ameryki Południowej) - książka Achebe jest bowiem niekwestionowaną klasyką w świecie euroatlantyckich czytelników.
    mp

    OdpowiedzUsuń
  2. PS. Zresztą debiut literacki Chimamandy Ngozi Adichie "Fioletowy hibiskus" zaczyna się zdaniem, które oddaje hołd Achebe. Brzmi bowiem tak: "Things started to fall apart... - wszystko zaczęło rozpadać się..." i jest bezpośrednim nawiązaniem do jego słynnej "Things fall apart" - "Wszystko rozpada się".
    mp

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje noworoczne postanowienie: Jedna ksiazka po wlosku, jedna po angielsku i jedna po polsku :) Nie zaliczaja sie tutoriale i pisma/ksiazki specjalistyczne. Na razie jestem na etapie wloskim (Giorgio Gaber - biografia) ale ze tu wiecej ilustracji niz tekstu to co by byc fair jeszcze czytam "Duma i uprzedzenie i zombi" (Ha ha ha!) Ale przynajmniej rozumiem o czym jest:p Juz sie nie moge doczekac polskiej i chyba zaczne robic zakupy w internecie na wieksza skale :)
    Noworoczne usciski Book-erko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam, wyszukujesz ciekawe pozycje. Z przyjemnością będę tu zaglądać i pozwolę sobie dodać Twój blog do ulubionych. Pozdrawiam z papierowego domu. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi miło:) Z przyjemnością odwdzięczę się tym samym!:) Dom papierowy, więc całe szczęście, że rękopisy nie płoną...:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń