P.
Wierzba „Oto kot”
Wydawnictwo
Albus
Poznań
2012
Podoba
mi się to, że Wydawnictwo Albus nie odcina kuponów od swoich
wcześniejszych sukcesów i podejmuje współpracę z coraz to nowymi
ilustratorami. Każdy artysta to inna kreska, inna koncepcja
graficzna, a więc ryzyko podejmowane wbrew formule, która już się
sprawdziła. Książkę „Oto kot”, mającą swoją premierę na
właśnie co zakończonych Targach Książki w Krakowie, zilustrowała
Marianna Sztyma, znana mi wcześniej z grafik zamieszczanych w
Wysokich Obcasach (ale też, jak się okazało po głębszym
rozpoznaniu, w Twoim Stylu, Zwierciadle, Newsweeku czy Czasie
Kultury). „Co jedzą ludzie” (ilustr. Agnieszka Popek-Banach i
Kamil Banach), „Draka Ekonieboraka” (ilustr. Emilia Dziubak) i
najnowszy „Oto kot” to trzy zupełnie różne propozycje, a każda
na swój sposób interesująca.
Podoba
mi się, kiedy autorzy książki szanują swojego młodego
czytelnika, oferując mu produkt wysokiej jakości. Fakt, że
publikacja skierowana jest do dzieci, nie oznacza, że można sobie
odpuścić, skorzystać z kilku utartych schematów, zaprawić je
różem i lukrem – i puścić w obieg. Książka artystyczna
kształtuje gust i potrzeby przyszłego konsumenta kultury.
Przemawiać też przecież musi do opiekunów – to oni przede
wszystkim podejmują decyzję o wyborze konkretnej lektury. Znam (i
pewnie wielu zna) takich młodych rodziców, którzy namiętnie
gromadzą książki dla swoich – nieczytających jeszcze –
pociech. Dobra książka dla dzieci to zatem taka, która przyciągnie
również wzrok dorosłych.
Podoba
mi się bogactwo ilustracji, za pomocą których Marianna Sztyma
zinterpretowała tekst Pauliny Wierzby. Trzeba przyznać: temat
książka „Oto kot” ma wdzięczny. Znajdziemy tu garść
informacji o kociej historii, prezentację dumnych przedstawicieli
tego gatunku, omówienie ich osobowości, poznamy także sławnych
wielbicieli kotów (wśród nich Leonarda da Vinci, Edgara Allana
Poe, kardynała Richelieu czy Wisławę Szymborską) i metody kociej
komunikacji. Po prostu: kot od A do Z! Nasuwa się jednak niepokojące
pytanie: na ile sposobów można narysować zwierzę? Czy da się nim
zapełnić całą publikację? Marianna Sztyma nie miała z tym
absolutnie żadnego problemu! Już pobieżna lektura książki
zapewnia wiele wrażeń, a im dalej w las, tym więcej drzew (kotów).
Poszczególne strony oferują taką liczbę subtelnych szczegółów,
że odsłaniają się one przed czytelnikiem stopniowo, każdorazowo
wzbogacając lekturę. Artystka zastosowała także różne techniki
– na kilku obrazkach widać efekty działania sprayem. Warto
jeszcze zwrócić uwagę na kolorystykę – zmienną, nienachalną,
czasami stonowaną, czarno-białą, innym razem odważniejszą,
bardziej wyrazistą. Niektóre ilustracje uruchamiały we mnie
wspomnienia książek z dzieciństwa, choć nie do końca potrafię
powiedzieć, których. Słowem: kolejna bardzo udana publikacja!
Podoba mi się!
Kilka
przykładowych ilustracji znajdziecie tu:
Uwielbiam koty. Sama mam koty, odkąd pamiętam. Niestety, po różnych komplikacjach został mi tylko jeden...
OdpowiedzUsuńWarto w takim razie książkę kupić, można mieć wrażenie, że ma się tych kotów dużo ;-) Ja jestem raczej z frakcji psiarzy (choć kocham wszystkie zwierzęta) i czekam na książkę o psach :-)
OdpowiedzUsuńDzięki za ten wpis :) Mam i koty i małe dziecko, jest to więc dla nas chyba pozycja obowiązkowa! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCiekawe, kto się z niej bardziej ucieszy: koty czy dziecko? ;-)
OdpowiedzUsuńJakoś jest tak, że koty i książki chodzą parami. A koty na książkach się wylegujące to u nas standard. W przeciwieństwie do dzieci, książki nie krzyczą, a to koty cenią - święty spokój.
OdpowiedzUsuń:-) Rzeczywiście, zdałam sobie teraz sprawę z tego, że jak na blogach książkowych pojawiają się zdjęcia książek w towarzystwie zwierząt, to zazwyczaj są to koty! Ale pochopnych wniosków z tego faktu bym nie wyciągała ;-)
Usuń