wtorek, 27 listopada 2012

Klub 27, „czyli śmierć tworzy artystę”


A. Salmela „27, czyli śmierć tworzy artystę”
Przełożyła: Iwona Kiuru
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2012

Choć pewnie świadczyć to będzie o moim popkulturowym opóźnieniu, przyznam się tutaj wprost i szczerze, że o istnieniu Klubu 27 usłyszałam po raz pierwszy dopiero po śmierci Amy Winehouse, mając na karku lat – nomen omen – 27. Bohaterka książki Alexandry Salmeli pragnie dołączyć do „elitarnego” grona tych, którzy żyli intensywnie i odeszli młodo. Śmierć w końcu – jak głosi tytuł powieści – tworzy artystę. A Angie za artystkę pragnęłaby uchodzić. Oczekiwań od świata nie ma wielkich – ot, napisać jedno wiekopomne dzieło, odejść spektakularnie w glorii i chwale i żyć już wiecznie w pamięci potomnych. To, co łatwo sobie wymarzyć, trudniej jednak zrobić. Młoda adeptka sztuki pisarskiej męczy się i poci, a jedyne na co może liczyć, to zgryźliwe recenzje przyjeciela. Na dokładkę rzeczywistość dopomina się o swoje – uczelnia o pracę magisterską, ojciec lamentuje nad brakiem celu życiowego córki, babcia naciska na znalezienie „porządnej” pracy, czyli takiej, w której zarabia się pieniądze (próby literackie nie mieszczą się w tej kategorii), a starsza siostra, „zawsze tak rozsądna i efektywna” (s. 118), traktuje ją z wyższością osoby jasno zdefiniowanej. W tym kontekście wyjazd Angie na fińską wieś, aby tam ogarnąć chaos panujący w jej głowie i życiu, jest próbą wykrzyczenia: „A dajcie mi wszyscy święty spokój!”. Książka Salmeli ma jeszcze jedną „cichą” bohaterkę – Piię, mieszkankę domu w środku lasu, żonę Marko, matkę trójki dzieci i właścicielkę terenowego Opla. Równie zagubioną co Angie, choć trochę inaczej, bo zamkniętą już w konkretnej roli. Jeśli wierzyć jednemu z narratorów – żyjącą w świecie iluzji: iluzji szczęścia, doskonałości, dziarskości. Spotkanie tych dwóch kobiet, początkowo sobie niechętnych, wywróci wiele spraw do góry nogami.

„27, czyli śmierć tworzy artystę” to historia kobiecego poszukiwania własnej tożsamości i odrębności. Pragnienie Angie, by spłodzić genialne dzieło i umrzeć młodo, jest niczym więcej, jak rozpaczliwą próbą zdefiniowania siebie, wejścia w jedną z gotowych ról. Dlaczego akurat taką – to już zupełnie inna kwestia. Piia z kolei, jak zauważa narratorka „Zawsze chciała być inna, chciała być w szarym tłumie jedyną w swoim rodzaju myślącą indywidualnością. Jej życie stało się jednak pasmem połowicznych rozwiązań. Chciała być obecna, ale nie była w stanie się w nic zaangażować. Chciała podróżować, ale nie potrafiła zostawić za sobą starych śmieci. Chciała utonąć w miejskim wirze, ale tęskniła za spokojem duszy. Chciała się przeprowadzić do lasu, by oczyścić umysł, ale nie radziła sobie poza granicami miasta. Chciała być ekologiczna, ale była zbyt wygodnicka. Chciała zostać aktywistką, ale nie mogła znieść ludzi” (s. 23). Obydwie kobiety projektują utopijne wizje swojego życia, a kiedy trzeba przejść od słów i wyobrażeń do czynów, okazują się zbyt słabe, niepewne, kiepsko zdeterminowane. Sięgając po to, co niedostępne, zyskują usprawiedliwienie dla swojej porażki. Zwalnia je to także z konieczności mierzenia się z tym, co tu i teraz. Problem tożsamości był już w literaturze wielokrotnie podnoszony i w tej kwestii słowacka pisarka nie mówi nam nic oryginalnego. Zaskakuje natomiast dystansem, z jakim traktuje swoje bohaterki. Potrafi być wobec nich bezceremonialna i złośliwa. Bez mrugnięcia okiem obnaża ich wady i słabości, stawia w krępujących sytuacjach. Nie można natomiast powiedzieć, że ich nie lubi, z tym że jest to tzw. „szorstka przyjaźń”. Wszystko to sprawia, że w „27, czyli śmierć tworzy artystę” dominuje raczej ton lekki, zabawno-ironiczny, trochę komediowy. Nie wszystkie książki świata muszą być oczywiście śmiertelnie poważne, poczucie humoru i cięty język cenię sobie u pisarzy niezwykle wysoko, ale w tej zabrakło mi jednak głębi. Mam wrażenie, że eksperymenty formalno-językowe przysłoniły tu sedno sprawy. Trzeba bowiem wspomnieć jeszcze, że oryginalna jest w tej powieści narracja – oprócz głównej bohaterki, głos zabiera jeszcze trzech narratorów – i ludzi, i, o dziwo!, przedmiotów. Obserwowanie ludzkich relacji z perspektywy terenowego Opla jest doprawdy pouczające. Pan Prosiaczek, różowa maskotka, tryska wiecznym optymizmem. Kasandra zaś... niech pozostanie tak tajemnicza, jaką jest przez dużą część książki. Zastosowanie wielogłosowości było ciekawym pomysłem, choć szkoda, że nie wykorzystano możliwości tego narzędzia do pokazania pogłębionego portretu bohaterów. Przyznam szczerze, że nie do końca rozumiem, czemu akurat ta książka spotkała się w Finlandii z tak entuzjastycznym przyjęciem. Być może pisząca po fińsku Słowaczka, obca, a jednak „swoja”, nazwała jakieś fińskie bolączki, kompleksy, współczesne dylematy. Jeśli tak – pozostaje to dla mnie nieczytelne, przede wszystkim ze względu na małą znajomość tego kraju. Podsumowując: „27, czyli śmierć tworzy artystę” to całkiem udany kawałek prozy, choć we mnie pozostawił niedosyt. W Serii z Miotłą czytałam książki zdecydowanie lepsze, ta raczej trafi na półkę z etykietą „miotłowego” przeciętniaka. Tylko tyle i aż tyle.

6 komentarzy:

  1. Byłam jakiś czas temu na spotkaniu dotyczącym kultury Słowacji i pani prowadząca spotkanie poprosiła najpierw o wymienienie znanych nam czeskich autorów, oczywiście posypało się dużo nazwisk, a potem spytała o słowakich pisarzy i zapanowało krępujące milczenie. Zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie nic powiedzieć o Słowacji i nie znam żadnego znanego Słowaka. Postanowiłam poprawę i chyba to już będzie zwyczajem, że twój blog mi pomaga w moich postanowieniach ;)

    "Chciała zostać aktywistką, ale nie mogła znieść ludzi” - zakochałam się w tym zdaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie, słowaccy pisarze... też miałabym kłopot, żeby wymienić jakieś nazwisko. Z Salmelą jest jeszcze ten problem, że nie wiadomo, jaką przypisać jej etykietę. Niby Słowaczka, ale żyje w Finlandii, pisze po fińsku. Ten ostatni argument zadecydował o tym, że „27, czyli śmierć tworzy artystę” zaliczyłam jednak do... literatury skandynawskiej :-) I masz Ci babo placek! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwróciłam uwagę na tę książkę, bo namiętnie czytam Serię z Miotłą i byłam przekonana, że autorka pochodzi z Finlandii :) Lubię eksperymenty narracyjne, więc sądzę, że ta oryginalna powieść przypadłaby mi do gustu.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam Serię z Miotłą, mam nawet zamiar zgromadzić w domu wszystkie wydane w niej książki. Na razie uzbierałam 12 sztuk :-) Zachęcam do przeczytania Salmeli - byłam w gruncie rzeczy wobec niej dość surowa, ale to chyba tylko dlatego, że Serii z Miotłą stawiam największe wymagania :-) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Mam dobrą wiadomość! Alexandra Salmela będzie w Polsce w styczniu 2013r.! Będzie miała spotkanie autorskie w Poznaniu (17 stycznia, godz. 18.00, w Kluboksięgarni Głośna, ul. Święty Marcin 30/8-9).

    OdpowiedzUsuń