Nie
mam słów ponad to jedno – KRYZYS!!! Nie, nie gospodarczy, ale
piśmienniczy, a nawet pisarski. Nie, nie ogólnoświatowy, ale mój
osobisty, prywatny. Nie mogę za Chiny wziąć się do pisania!
Czytam lektury ciekawe i bardzo ciekawe, ale wrażenia nie układają
się w taką całość, którą można by podać Szanownym
Czytelnikom bloga. Chyba pozostaje czekać, aż minie...
„(…) mnie się wydaje, że właśnie mieszanie lektur przyczynia się do utrwalania zamiłowania do czytania, do trzymania książki w ręku (...)" - prof. A. Brodzka-Wolf w wywiadzie dla tygodnika „Polityka” (nr 4/2010)
wtorek, 25 września 2012
czwartek, 6 września 2012
Pod powierzchnią („Czerwona róża, biała róża” E. Chang)
E.
Chang „Czerwona róża, biała róża”
Wydawnictwo
W.A.B.
Warszawa
2009
Okładka
„Czerwonej róży, białej róży” wydaje mi się być erotyczna,
ale erotyczna w specyficzny sposób. Nie podano na niej nic na tacy,
kobieta rozmawiająca przez telefon nie pokazuje twarzy, a jej postać
obleczona jest w dość skromny strój. A jednak – te buty na
obcasach zapinane w kostce, ta sukienka odsłaniająca kawałek uda,
ten łuk ciała – to wszystko kojarzy mi się erotycznie :) Z
opowiadaniami Eileen Chang jest podobnie jak z tą okładką – to,
co na pierwszy rzut oka chłodne i zdystansowane, w środku kipi od
emocji. Chińska pisarka kreuje pozornie banalne, codzienne sytuacje,
które rozsadza jednak od środka jakieś ciśnienie, z trudem
powstrzymywane przez system konwenansów. Słowa pulsują tu
dodatkowymi, ukrytymi znaczeniami, które kotłują się pod
powierzchnią. U Chang wszystko, co najważniejsze, dzieje się
między wierszami. Namiętność i konwenans, jako jej przeciwwaga,
to kluczowe tematy jej opowieści. Może właśnie ze względu na ten
tandem, związek kobiety z mężczyzną jest czymś najbardziej
pożądanym, a jednocześnie najbardziej rozczarowującym.
Szczególnie
do gustu przypadło mi tytułowe opowiadanie „Czerwona róża,
biała róża”, które uwodzi już od pierwszego zdania:
„W
życiu Zhenbao były dwie kobiety. Pierwszą z nich nazywał białą
różą,
drugą
– czerwoną” (s. 73).
I
dalej:
„Pierwsza
była nieskazitelną żoną, druga – namiętną kochanką. Nie bez
powodu w świadomości większości Chińczyków etymologia słowa
oznaczającego kobiecą czystość wiąże się zarówno z cnotą,
jak i żarliwością uczuć. Być może każdy mężczyzna miał w
życiu co najmniej dwie takie właśnie kobiety. Gdy ożenisz się z
czerwoną różą, prędzej czy później czerwień zmieni się w
krew zabitego na ścianie komara, biała róża zaś na zawsze
pozostanie promieniem księżyca padającym na posadzkę przed łożem.
Jeśli pojmiesz za żonę białą różę, wkrótce będzie ona jak
grudka ryżu, która przypadkiem przykleiła się do ubrania.
Czerwona tymczasem stanie się szkarłatnym znamieniem wypalonym w
twoim sercu” (s. 73).
Opowiadania
Chang potrafią też boleć. W „Złotych kajdanach” natężenie
frustracji i bezradności jest tak duże, a gotowość do rujnowania
cudzego szczęścia w imię zasady „mnie nie udało się być
szcześliwą, więc ty też nie masz prawa do szczęścia” tak
przerażająca, że musiałam dać sobie po jego lekturze sporo czasu
na ochłonięcie. Spodobała mi się także opowieść zamykająca
tom – „Miłość w pokonanym mieście” – jedyna chyba tak
otwarcie optymistyczna.
Eileen
Chang połączyła ogień z wodą, chłód z namiętnością,
powściągliwość z emocjonalnością. Choć nie mogę powiedzieć o
sobie, że jestem rozczarowana lekturą, wręcz przeciwnie –
oceniam ją wysoko, to jednak czuję pewien niedosyt. Z czego on
wynika – nie wiem. Być może z różnic kulturowych, być może
ustawiłam poprzeczkę oczekiwań zbyt wysoko. Ale to tylko moja
fanaberia, przecież jest bardzo dobrze :)
środa, 5 września 2012
Emocjonalne podsumowanie wakacji :)
Trudno
mi wrócić po wakacyjnym wyjeździe do zdyscyplinowanego pisania, do zdyscyplinowanego życia w ogóle. Pobyt w Chorwacji
uważam za bardzo udany, choć w moim prywatnym rankingu państw bałkańskich,
które odwiedziłam, nadal króluje Rumunia – czasem brzydka i szara, czasem
zachwycająca, ale przede wszystkim prawdziwa. Chorwacja to taka Republika
Turystyczna, skrojona na miarę turysty, pozwalająca poczuć mu się jak w domu. Oszołomiona
rozmiarem niemieckich i włoskich „obozowisk” na campingach, składających się z camperów,
wyspecjalizowanych namiotów (kuchennych, jadalnych, dziecięcych), placów zabaw itd.,
doszłam do wniosku, że niektórzy wyjeżdżają za granicę po to, żeby odtworzyć
tam sobie warunki, z których przybyli. Nie zmienia to faktu, że Chorwacja kupiła
mnie swoimi krajobrazami i bardzo pozytywnie zaskoczyła pięknymi górami. A dwie
noce spędzone w górskiej kolibie, położonej na półce skalnej, z której oglądać
można było zachód słońca nad Adriatykiem, pozostaną jednym z piękniejszych wspomnień.
Mam
sporo zaległości – bardzo wiele książek czeka na przeczytanie, kilka na zrecenzowanie.
Wraz z nowym rokiem szkolnym trzeba więc brać się do roboty! :) Wróciłam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)