wtorek, 13 listopada 2012

„Mięso” Dominiki Dymińskiej - kontrowersyjny debiut

D. Dymińska „Mięso”
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Warszawa 2012


Kiedy przeczytałam na blogach moich ulubionych recenzentów dwie krytyczne opinie na temat debiutu Dominiki Dymińskiej pt. „Mięso”, nieświadomie założyłam sobie, że pewnie i ja ocenię go nisko. Dlatego piszę to z niejakim zdziwieniem: wcale nie uważam tej książki za złą, a może nawet za dobrą. Dość powiedzieć, że odkąd skończyłam ją wczoraj rano, nie umiem wyrzucić jej z głowy, gdzie drąży sobie ścieżki w różnych kierunkach. Zdaję sobie sprawę, że jest to lektura mocna, nieprzyjemna, a przez niektórych może być uznana za obrazoburczą. Dużo w niej seksu, fizjologii, przypadkowych znajomości. Gdyby szukać jej literackiego czy filmowego pierwowzoru, byłby nim raczej obraz „Galerianki” Katarzyny Rosłaniec niż cykl „Jeżycjada” Małgorzaty Musierowicz. Co prawda główna bohaterka nie sprzedaje swojego ciała za pieniądze, ale można chyba powiedzieć, że sprzedaje je za imitację uczucia i chwilowe złudzenie akceptacji. Nie mam zwyczaju ani potrzeby, aby podejmować się w pierwszym odruchu oceny moralnej postaci, a tym bardziej autorki. Jeśli 21-letniej debiutantce udało się uchwycić jakiś fragment bolesnej rzeczywistości, wolę pytać o to, jaka ta rzeczywistość jest i dlaczego taka jest.

„Mięso” to w gruncie rzeczy historia o trudnym dorastaniu i młodzieńczym zagubieniu. Dominika, nastoletnia bohaterka, nie akceptuje siebie, a zwłaszcza swojego ciała. Uważa, że jest gruba, brzydka, nie warta miłości. Boryka się z kpinami ze strony rówieśników, a jako metodę pocieszenia stosuje kolejną porcję jedzenia. Rodzina trochę ją wspiera, ale najczęściej zajęta jest swoimi sprawami. Rodzice rozwiedli się, kiedy miała siedem lat. Wzmianka o ojcu pojawia się w książce raz, matka zaś próbuje najczęściej układać sobie życie na nowo, co wychodzi jej raz lepiej, raz gorzej. Szkoła jest miejscem, którego raczej się unika, a klasowe wycieczki koszmarem odosobnienia. Brzmi jak banał? Schemat? Jak opowieść dla dorastających panienek, podszyta egzaltacją? Na pierwszy rzut oka – tak. Dominika odkrywa jednak „dobrodziejstwo” bezprzewodowego Internetu i wsiąka w świat portali społecznościowych, randkowych, czatów. Flirtuje z mężczyznami, prowadzi erotyczne gry, przesyła im „foto z cyckami na wierzchu” (s. 27). W końcu przekracza granicę, dzielącą ją być może od tysięcy nastolatek, które też wykorzystują Internet do nawiązywania wirtualnych kontaktów – zaczyna umawiać się na seks z poznanymi w sieci facetami. I wreszcie dostaje to, czego tak bardzo pragnęła – akceptację, poczucie bycia piękną, atrakcyjną, pożądaną. Niebezpieczne połączenie.

Debiut Dominiki Dymińskiej wywołał we mnie bardzo emocjonalną reakcję i sama dociekam, gdzie tkwią jej źródła. Być może chodzi o to, że pracuję z młodzieżą licealną, a z racji zawodu mam dostęp do jej intymnych problemów. Jeśli nie pamiętamy, co sami przeżywaliśmy w okresie dorastania albo udało nam się przetrwać go wyjątkowo spokojnie, książka Dymińskiej może wydawać się pornograficzną fantastyką. Z mojej perspektywy jest niestety bardziej realna, niż chcielibyśmy myśleć. Zagubienie, niepewność i niskie poczucie własnej wartości manifestują się na różne sposoby, a czasami błahy (z dorosłej perspektywy) czynnik decyduje o wyborze takiej, a nie innej ścieżki radzenia sobie z „bólem istnienia”. Wielu młodych ludzi – wrażliwych i kruchych – nie nadąża za światem, w którym przytłacza ich strumień informacji, bodźców i zmian. Relacje rodzinne zbyt często zawodzą jako źródło wsparcia. „Potencjał kryzysowy” tego okresu życia jest więc współcześnie ogromny. Myślę też, że „Mięso” wywarło na mnie takie wrażenie, ponieważ to dobrze napisana historia – psychologicznie wiarygodna, realistyczna, autentyczna w swojej dramatycznej wymowie. Autorka posługuje się językiem prostym, codziennym, ale mam takie poczucie, że to dlatego, że tak wybrała, a nie dlatego, że inaczej nie potrafi. Niektóre fragmenty zdradzają zresztą, że ma dryg językowy. Uważam natomiast, że duży błąd popełniono na okładce książki, porównując Dymińską do Herty Müller – stawianie obok siebie w jednym szeregu 21-letniej debiutantki i utytułowanej pisarki jest sporą przesadą, jeśli komuś szkodzącą bardziej (bo tak niewiarygodną, że od razu dystansującą, a nawet denerwującą), to z pewnością początkującej autorce. Być może chwyt ten spowodował nadmierny wzrost oczekiwań czytelników. Nie warto jednak zbytnio przywiązywać się do tego „incydentu marketingowego” i rzeczowo spojrzeć na debiut Dymińskiej. Mnie wydaje się on obiecujący, z tym założeniem, że jej potencjał pisarski zweryfikuje druga książka. 

8 komentarzy:

  1. Bardzo mnie zaciekawiłaś tą recenzją. Nie słyszałam wcześniej o tym debiucie, ale brzmi niepokojąco (w sensie: zachecająco). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest może ta książka zbyt mocno obecna w mediach, a właśnie przed chwilą odkryłam, że autorka została wyróżniona nagrodą Warszawskiej Premiery Literackiej za książkę listopada 2012! Pozdrawiam serdecznie!!!

      Usuń
  2. Przyznaję Ci nominację na Liebster Blog:)
    Dziękuję, że jesteś!
    Po szczegóły zapraszam do mnie:
    http://zielonowglowie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, dziękuję! Postaram się coś z tym zrobić w najbliższym czasie :-)

      Usuń
  3. Po przeczytaniu tej notki: http://literackie-dywagacje.blogspot.co.uk/2012/11/damskie-bzdety.html, przejrzałam sobie przeczytane ostatnio książki, pod kątem płci autorów i postanowiłam wprowadzić parytet ;), wchodzę na book-erkę i już wiem od czego ten mój "projekt kobieta" zacznę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka pasowałaby raczej do "projektu dziewczyna" :-) A z tej przyczyny, że moje wirtualne nazwisko pojawia się w towarzystwie terminu parytet - jest mi bardzo miło :-)

      Usuń
  4. trochę raziła mnie taka jakby na siłę "buntowniczość" tej książki, chyba raczej kreowana przez wydawcę, opisującej świat dość przecież znany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, myślę że problemem jest tutaj strategia marketingowa wydawnictwa - zupełnie nie jestem jej fanką! Moim zdaniem ta książka broni się sama. Pozdrawiam!

      Usuń