Łódzki
Salon Ciekawej Książki dobiegł końca. Bilans pobytu na pierwszych
targach książki, w których miałam okazję uczestniczyć, wypada
niejednoznacznie. Druga edycja Salonu przyciągnęła więcej
odwiedzających niż poprzednia (informacja pochodzi od
organizatorów), ale trudno nie zauważyć, że łódzkie targi są
dopiero w trakcie budowania swojej marki. Na razie to impreza dość
skromna, zarówno pod względem przestrzeni, jaką zajmuje, jak i
ilości wystawców i zdarzeń towarzyszących. Moje wrażenia z
pobytu w Łodzi najłatwiej będzie mi chyba ująć w punktach.
1. ORGANIZACJA
- Organizatorzy targów zaproponowali ciekawą ofertę spotkań z pisarzami, dlatego jeszcze przed wyjazdem z Poznania zaplanowałam sobie harmonogram rozmów, w których miałam zamiar uczestniczyć. Niestety, nie cieszyły się one w ogóle powodzeniem. Dość powiedzieć, że na spotkanie z wybitną reporterką, Lidią Ostałowską, przyszło ok. 10 osób i był to, jak miało się okazać, frekwencyjny sukces. W spotkaniu z Kają Malanowską, autorką dobrych i bardzo dobrych przecież książek, uczestniczyłam tylko ja i pewna starsza pani. Zrobiło się kameralnie, pisarka zaprosiła nas do stolika i tak sobie rozmawiałyśmy w czwórkę. Mam także ochotę ponarzekać trochę na strategię komunikowania się organizatorów z czytelnikami. Część spotkań odwołano, a mimo to na ekranach przy poszczególnych salach nie można było dopatrzyć się takiej informacji;
- Małe targi sprzyjają chyba bardziej drobnym wydawnictwom – nie giną one wizualnie w morzu rozkrzyczanych, marketingowo agresywnych stoisk, łatwiej wyłowić je w tłumie;
- Łódzkie targi nie były łaskawe dla łowców autografów – książki podpisywało zaledwie kilkoro autorów, głównie pozycji dla dzieci;
- Co prawda przyjechałam na targi dopiero w sobotę, ale słyszałam od wydawców, że piątek był pod względem frekwencyjnym fatalny! Być może w przypadku małych targów, budujących dopiero swoją renomę, zasadne byłoby ograniczenie czasu ich trwania do weekendu;
- Kiedy czytałam relacje czytelników z pobytu na targach w Warszawie czy Krakowie, często powtarzało się w nich uskarżanie na tłok, zaduch, kolejki. W Łodzi nie występował żaden z tych kłopotliwych czynników. Możliwy był indywidualny kontakt z wydawcą, ba, niektórzy byli go nawet bardzo spragnieni (czyżby wynudzili się w piątek?:-))!
- Przyjechałam na targi spragniona książek w atrakcyjnych cenach. Wiele z nich, owszem, kosztowało mniej niż w księgarniach stacjonarnych, ale już nie mniej niż w sklepach internetowych. Niektóre wydawnictwa nie oferowały żadnego rabatu i to już uważam za zdecydowaną przesadę;
- Chciałabym podkreślić wyraźnie, jak wiele dobrego dzieje się na rynku literatury dla dzieci. Dopiero na targach miałam okazję przyjrzeć się temu, co współcześnie proponuje się najmłodszym czytelnikom. Wiele wydawnictw stawia na książkę artystyczną i pięknie im to wychodzi. W ostatniej „Polityce” Justyna Sobolewska przekonywała, że mali wydawcy, dbający zarówno o tekst, jak i szatę graficzną, narzucają standardy większym graczom na rynku. Zdaje się, że miała w tym względzie rację. Książki Albusa, Hokus-Pokus, Wytwórni, Entliczka, Tataraku, iKropki czy Ładnego Halo tak „drażniły” moje zmysły, że miałam ochotę nabyć drogą kupna stosy książek dla dzieci, choć sama dzieci nie mam;
- Fajnym pomysłem było urządzenie w holu targów „Gralni” – miejsca, w którym za darmo można było pograć w gry planszowe, a potem ewentualnie je zakupić. Widziałam, że cieszyło się ono niesłabnącym powodzeniem;
- Mimo pewnych niedostatków Salonu Ciekawej Książki, o których pisałam przed chwilą, cieszę się, że każde większe miasto ma ambicję zorganizowania własnych targów książki. Chcę wierzyć, że to sygnał poprawy statusu książki i czytelnictwa w Polsce!
2.
SPOTKANIA
Z powodów opisanych powyżej, ostatecznie wzięłam udział tylko w
dwóch spotkaniach z autorkami: Kają Malanowską i Lidią
Ostałowską. Ostałowska wywarła na mnie ogromne wrażenie, jest
bowiem dziennikarką magnetyczną, charyzmatyczną, refleksyjną –
wybitną. Prowadząca rozmowę Joanna Podolska pytała o to, jak
powstawały kolejne jej książki, w tym najnowsza, zatytułowana
„Bolało jeszcze bardziej” – zbiór opowieści o Polsce, kraju
„wiecznej transformacji”. Znalazły się w niej dwa teksty o
Łodzi i to one stanowiły pretekst do wymiany refleksji na temat
warsztatu pracy reportera, fenomenu polskiej szkoły reportażu czy
przyszłości tego gatunku. Słusznie zwracała Ostałowska uwagę,
że niewiele pisze się i wydaje o Polsce, że reportaż literacki
podryfował gdzieś poza jej granice, w kierunku Czech, Turcji,
Izraela. Tymczasem dzieją się u nas rzeczy ciekawe, ważne, lecz
często, jak w tytule, bolesne. Taka już rola reportera –
konstatowała dziennikarka, że poznaje miejsca, miasta, problemy z
najgorszej strony. Zapytana o to, jak udaje jej się zdobyć zaufanie
swoich bohaterów, tak że zgadzają się przed nią uzewnętrznić,
Ostałowska zauważyła, że ludzie tak naprawdę lubią mówić o
sobie, zwłaszcza że mało rozmawiają ze sobą w rodzinach. Trafne
to i smutne. Ze spotkania z panią Lidią wyszłam z poczuciem, że
chociażby dla niego warto było do Łodzi przyjechać.
3. ŁUPY
Nie mogło być inaczej – przywiozłam z targów kilka łupów
książkowych! Zamiast fotografią własną, posłużę się przy ich
prezentacji zdjęciami pochodzącymi ze stron wydawnictw – trudno o
tej porze (23.00) o dobre światło:-):
- Józef Wilkoń „Psie życie” – mój absolutny faworyt! Zakochałam się w tej książce od pierwszego wejrzenia i kupiłam ją sobie, choć to teoretycznie... pozycja dla dzieci. Wilkoń opowiedział niesamowitymi ilustracjami (zdjęcia wykonanych przez autora rzeźb!) o relacji człowieka i psa, w idealnych proporcjach mieszając smutek i piękno;
http://www.hokus-pokus.pl - Lidia Ostałowska „Farby wodne” i „Bolało jeszcze bardziej” – zakup konieczny, zwłaszcza po niezwykle inspirującym spotkaniu z autorką;
http://czarne.com.pl - Warren FitzGerald „Krzykacz z Rwandy” i Jane Borodale „Księga ogni” z Domu Wydawniczego Mała Kurka – nie znałam tego wydawnictwa, dopóki nie spojrzałam na listę wystawców targów w Łodzi. Weszłam na stronę internetową Małej Kurki i... udało jej się mnie zaintrygować. Jedno ze stoisk, na którym można było kupić książki w naprawdę atrakcyjnych cenach;
http://www.malakurka.pl - Mo Yan „Obfite piersi, pełne biodra” – z powodu Nobla...
http://www.wab.com.pl
Szkoda, że nie mogłam uczestniczyć w targach. Bardzo lubię takie wydarzenia, ostatnim razem byłam na warszawskich targach książki w maju i wspominam je bardzo pozytywnie.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę łupów książkowych! :)
Ja też złapałam bakcyla, choć w Łodzi raczej nie można było "wyżyć się" literacko. Do Warszawy w przyszłym roku na pewno pojadę!
UsuńMoją uwagę zwróciła za to okładka "Krzykacza z Rwandy" - nie wiem kto ją projektował ale widać, że nie ma pojęcia ani o sztuce afrykańskiej ani tym bardziej sztuce plemion rwandyjskich. Jeśli autor ma taką samą znajomość Rwandy jak projektant okładki to nie wróży to dobrze książce.
OdpowiedzUsuńPo Twoim komentarzu pozostaje mi mieć nadzieję, że autor nie miał nic wspólnego z okładką książki:-) Z jego biografii wynika, że spędził trochę czasu w Rwandzie, uczestnicząc w kilku projektach w ramach wolontariatu, więc na pewno poznał choć trochę ten kraj i jego dramatyczną historię. Jego książka zdaje się być jakimś rodzajem przypowieści, a nie reportażem, więc pewnie bardziej chodzi w niej o "prawdy uniwersalne" niż dokumentalną wierność faktom. Przeczytamy, zobaczymy...:-)
UsuńNa wszelki wypadek zastrzegam :-) - nie oceniałem zawartości tylko jej okładkę, a jak wiadomo "nie ocenia się książek po okładce", chociaż często można odnieść wrażenie, że to jednak jest tak nie działa :-).
UsuńNiby nie ocenia się książek po okładce, ale jednak staranność w każdym względzie jest wskazana! Jak przeczytam książkę, na pewno dam znać na blogu, z czym mamy tu do czynienia!
UsuńAleż zazdroszczę ci spotkania z Ostałowską. "Farby wodne" to jeden z lepszych reportaży jakie w życiu czytałam!
OdpowiedzUsuń"Bolało jeszcze bardziej" czeka na swoją kolej. Ale niedługo, niedługo...
Nadal zazdroszczę :)
PS Niestety jutro nie dam rady być na spotkaniu. Mam nadzieje, że będzie ono udane :)
moc pozdrowień :)
Sama sobie zazdroszczę:-) Nie wiem, czy miałaś okazję uczestniczyć kiedyś w spotkaniu z Ostałowską - zachwyciło mnie połączenie jej skromności, a nawet pewnej takiej nieśmiałości (tudzież skrępowania przemawianiem publicznym) i mądrości, refleksyjności, namysłu, z jakim odpowiadała na pytania.
UsuńCo do jutra - szkoda! Ale podejrzewam, że to spotkanie będzie pierwszym z wielu, więc jeszcze będzie, mam nadzieję, okazja!
O, nikt nie pisze o komiksach, które skromnie zawitały na targach:)
OdpowiedzUsuńMoże nie pisze w myśl zasady: im więcej wiesz, tym więcej widzisz;-) Ponieważ komiksy nie leżą raczej w sferze moich zainteresowań, w ogóle nie zwróciłam na nie uwagi - to się nazywa chyba uwaga selektywna;-)
Usuń