środa, 6 kwietnia 2011

Eduardo Mendoza na poważnie



E. Mendoza „Trzy żywoty świętych”
Wydawnictwo Znak
Kraków 2011






Do dziś mam w pamięci, choć nie w szczegółach, fragment książki „Przygoda fryzjera damskiego” E. Mendozy. Główny bohater – „lump”, pomocnik fryzjera, były pensjonariusz szpitala psychiatrycznego i drobny przestępca, próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci, w którą „na własne życzenie” został wplątany. W jednej ze scen wszyscy podejrzani, w tym nasz protagonista, znajdują się w jednym pomieszczeniu, nie wiedząc o sobie nawzajem. Jak to możliwe? Każda kolejna osoba, słysząc za drzwiami zbliżające się kroki, chowa się gdzie popadnie – a to pod łóżkiem, a to w szafie. Nie wiem, jak udało się autorowi zmieścić tyle „jednostek” absurdu w takim skrawku tekstu, ale efekt tego jest fenomenalny. To jedna z dwóch znanych mi sytuacji, w której wybuchałam podczas lektury niepohamowanym śmiechem. Myślę, że mistrz Mendoza tak to sobie właśnie zaplanował. Chociaż w „Przygodzie fryzjera damskiego” występują: intryga, trup, szemrane interesy i detektyw-amator, nie jest to bynajmniej kryminał. Gdyby upierać się przy użyciu tego określenia, to tylko z przymiotnikiem „groteskowy” lub przedrostkiem „anty-”. Tak jak wyżej wspomniana powieść nie jest kryminałem sensu stricte, tak „Trzy żywoty świętych” nie są hagiografią. To raczej parodia gatunku. Kimże jest bowiem współczesny święty według hiszpańskiego autora? Dokonajmy krótkiego przeglądu…

„Trzy żywoty świętych” to kompilacja trzech opowiadań, z których każde powstało w innym okresie twórczości Mendozy. To, że jest to zbiór dość przypadkowy, niestety widać. Autor próbował nadać im spójność we wstępie, zbudować dla nich wspólną narrację, ale jest to, moim zdaniem, zabieg dość naciągany. Zresztą – jeśli pisarz wykłada na początku książki swoje zamiary i intencje, zaczynam wietrzyć podstęp, staję się czujna. Bohaterowie Mendozy „ (…) są świętymi w tym sensie, że poświęcają swe życie wyczerpującej walce między tym, co ludzkie, a tym, co boskie. Innymi słowy: ich żywot wykracza poza to, co ludzkie, gdyż posiadają globalną wizję egzystencji, którą reszta z nas zatraciła w prozaicznym rozbiciu życia na poszczególne dni. Większość z owych zapoznanych świętych wychodzi z jakiegoś błędnego przekonania, z jakiejś traumy psychologicznej. Żarliwość i bezgraniczność, z jaką oddają się swojemu odchyłowi, i gotowość do wyrzeczenia się wszystkiego upodabniają ich do świętych (s. 7)”. W opowiadaniu „Wieloryb” do miana świętego pretenduje biskup wygnany z rodzinnego kraju, który na koszt goszczącej go rodziny hula po Barcelonie, w tekście „Finał Dubslava” młody obieżyświat, uciekinier z życia, który prosto z Afryki trafia na rozdanie Nagród Nobla, a w „Pomyłce” – no właśnie kto? – nauczycielka literatury pracująca  w więzieniu czy więzień zyskujący sławę poczytnego pisarza? Ten ostatni tekst wydaje mi się zresztą najlepszy i najciekawszy. Nie traktuję go jednak w kategoriach opowieści o świętości, jakkolwiek by ją rozumieć, ale o sile literatury, która otwiera człowieka na nowe refleksje, doświadczenia, a czasem, jak w przypadku Antolina Cabralesa, na fundamentalne życiowe zmiany. Jako że literatura jest cichym bohaterem tego tekstu, ciekawi mnie, na ile poglądy głównego bohatera w tej sprawie można traktować jako wykładnik poglądów samego Mendozy. Niemniej słowa „Otóż wydarzyło się to, że nagle, w ułamku sekundy, nie mając bladego pojęcia o tych rzeczach, zrozumiałem dokładnie, czym jest literatura. Nie tym, co Pani mówiła, nie środkiem do opowiadania historii, do wyrażania uczuć, do przekazywania wzruszeń, lecz formą. Formą i niczym więcej (…). Literatura to prawa proste, lecz niewzruszone, które sprawiają, że tekst oznacza coś więcej niż czarne plamy na papierze: to struktura opowieści, wielkość akapitu, długość zdania, wewnętrzna muzyka słów wchodzących w związki między sobą, rytm całości. Strategia rozłożenia tych wszystkich elementów (s. 173)” wydają się adekwatnie charakteryzować twórczość hiszpańskiego pisarza.

Opowiadanie „Pomyłka” ratuje „Trzy żywoty świętych” – gdyby nie ono, byłabym bardzo rozczarowana. Od poważnego Mendozy wolę Mendozę – prześmiewcę, wytrawnego ironistę i mistrza absurdów, dlatego chętnie sięgnę po „Sekret hiszpańskiej pensjonarki” czy „Oliwkowy labirynt” – kolejne część trylogii detektywistycznej. A wzruszeń i uniesień poszukam u innych autorów.

P.S. Wyrazy uznania dla Wydawnictwa Znak za projekt graficzny okładek nowych wydań Mendozy – moim zdaniem są super!

Za udostępnienie książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz