M. Krajewski „Liczby Charona”
Wydawnictwo Znak
Kraków 2011
Zawsze chętnie sięgam po nowy kryminał Marka Krajewskiego, nie zważając na to, że autorowi zdarzało się popełniać w swojej karierze pisarskiej zarówno książki bardzo dobre, jak i takie, które mnie rozczarowały. Do tej drugiej kategorii zaliczam na przykład „Erynie”, choć decyduje o tym być może pewna przewidywalność i wtórność. Mimo tego, że jakiś czas temu Krajewski zastąpił dotychczasowego bohatera – Eberharda Mocka, nową postacią – Edwardem Popielskim, a miejsce akcji przeniósł z Wrocławia do Lwowa, charakterystyczne atrybuty jego stylu nie uległy zmianie. Tak to już jest ze sprawdzonymi patentami artystycznymi – z jednej strony publiczności „podobają się te melodie, które już raz słyszała”, z drugiej strony zaś, literackie deja vu może trochę nudzić. I jak wśród tych sprzeczności odnaleźć złoty środek?
„Śmierć w Breslau”, pierwszy kryminał Marka Krajewskiego, ukazał się na rynku w 1999 roku. Przygoda czytelników z jej autorem trwa więc już 12 lat!!! Pamiętam, jak wieści o nowej „lekturze obowiązkowej” rozprzestrzeniały się błyskawicznie metodą marketingu szeptanego. Wśród moich znajomych czytali ją nawet ci, którzy na co dzień stronią od takiej literatury. Kilka względów zadecydowało o tym, że powieść cieszyła się takim powodzeniem. Autor, wykładowca akademicki i filolog klasyczny z wykształcenia, z iście naukowym zacięciem podszedł do konstruowania fabuły i budowania jej kontekstu. Centralną postacią całego cyklu uczynił Eberharda Mocka – skutecznego, wykształconego, aczkolwiek „swobodnego” obyczajowo i krnąbrnego policjanta kryminalnego. Mock ma skłonność do nadużywania alkoholu, jedzenia i płatnej miłości. Nie przeszkadza mu to jednak, a czasem nawet pomaga, w ściganiu przestępców. Wyrazistym bohaterem książek Krajewskiego, oprócz komisarza Mocka, stało się również miasto Breslau. Autor poznał szczegółowo jego historię i topografię, co znalazło odzwierciedlenie w plastycznych i barwnych opisach. Wszystkie te elementy nie miałyby jednak takiej siły oddziaływania, gdyby nie sugestywnie oddana atmosfera przedwojennego Wrocławia – mroczna, niepokojąca, intrygująca (w stylu noir). Dzięki profesji i zainteresowaniom głównego bohatera poznajemy świat mniej lub bardziej obskurnych knajp, prostytutek i ich stręczycieli, podejrzanych stowarzyszeń i nietuzinkowych przestępców. Świat, który wzbudza dreszcz emocji – fascynacji wymieszanej z lękiem.
Rozpoznawalny styl, który wypracował Marek Krajewski, obecny jest również w najnowszej jego powieści pt. „Liczby Charona”. Tym razem miastem Lwów wstrząsają brutalne morderstwa kobiet, w pobliżu których odnajdywane są tajemnicze, pisane po hebrajsku listy. Komisarz Edward Popielski nie pracuje już w policji, z której został wyrzucony za niesubordynację wobec przełożonego. Zmuszony do udzielania korepetycji, z trudem wiążący koniec z końcem, czas wolny spędza w podrzędnych szynkach, ubolewając nad swoim marnym położeniem i lichym strojem. Przełomem w jego życiu, choć nie finansowym, wydaje się być spotkanie z dawną uczennicą, teraz już dorosłą i piękną kobietą, które składa mu pewną propozycję. Komisarz angażuje wszystkie swoje siły, umiejętności i… emocje. Obietnica miłości wyczuwalnie unosi się w powietrzu. Tymczasem pojawia się szansa powrotu na bezpieczne, państwowe stanowisko, bowiem Popielski, jako znawca języków klasycznych i pasjonat matematyki, może pomóc policji w ujęciu mordercy, do czego mobilizuje organy ścigania wizja medialnej nagonki. Dodatkowo syn jednej z ofiar gotowy jest zapłacić „prywatnie” sporą sumę pieniędzy za odkrycie sprawcy. Czy można upiec kilka pieczeni na jednym ogniu? – zachęcam do lektury „Liczb Charona”, aby przekonać się, jak wybrnął z tej rozterki Edward Popielski.
Choć najnowszą książkę Marka Krajewskiego należy bez wątpienia zaliczyć do powieści kryminalnych, to właśnie akcja zbudowana wokół zbrodni wydaje mi się być jej najsłabszym punktem. Niby mamy tutaj do czynienia z ciekawym pomysłem, łączącym śmierć i matematykę, niby odbywają się czynności śledcze, które krok po kroku prowadzą do mordercy, niby występuje stopniowalność napięcia, ale jednak nie uruchomiło to we mnie prawdziwych emocji, które kazałyby mi zarwać noc czy nie zjeść rano śniadania :). Wbrew pozorom ma to swoje plusy, bowiem kosztem intrygi kryminalnej zyskał na znaczeniu wątek życia prywatnego Popielskiego i zarys tła obyczajowego. Strony poświęcone tym tematom czytało mi się super! Chciałabym wspomnieć jeszcze o dwóch atutach tej publikacji. Po pierwsze, autor zdecydował się w niektórych fragmentach na użycie języka stylizowanego na język mieszkańców przedwojennego Lwowa, co, w moim odczuciu, uatrakcyjniło lekturę. Po drugie, Krajewski, chciałoby się rzec – jak zwykle, stawia ciekawe pytania i dylematy etyczne. Chociaż jego bohaterowie – zarówno Mock jak i Popielski, działają w słusznej społecznie sprawie, daleko im do krystalicznej uczciwości, co więcej – często używają metod, których nie powstydziliby się łapani przez nich przestępcy. Cel uświęca środki?
Też jestem właśnie po lekturze "Liczb..." i także stwierdzam, że najsłabszym punktem książki jest właśnie wątek samej zbrodni. Ważniejsza wydaje się postać Popielski. Zresztą świetnie przedstawiony. Być może taki był zamiar autora, ale troszkę powoduje to pewien zgrzyt. Ale tak Krajewskiego uwielbiam, no i te stylizacje językowe o których piszesz - pięknie :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPS Będąc na spotkaniu autorskim autor powiedział, że w lipcu kończy kolejną powieść o Popielskim :)
Nie znam jeszcze tego autora, ale lubię kryminały i lubię polskie książki, więc chyba nie mam większego wyjścia? Bardzo chętnie zapoznam się także z fragmentem stylizowanym na język przedwojennego Lwowa.
OdpowiedzUsuńThe_book: cieszę się, że nie jestem osamotniona w swoich wrażeniach po lekturze tej książki:) Mimo pewnych zgrzytów, tak jak Ty, przeczytam każdą książkę Krajewskiego:)
OdpowiedzUsuńAneta: to koniecznie proponuję zacząć od cyklu z Eberhardem Mockiem! Co prawda nic się nie stanie, jeśli zaczniesz od części lwowskiej, bo książki Krajewskiego można czytać nie po kolei, ale te pierwsze powieści mają wyjątkową moc przyciągania:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiedopisanie: wybacz, nie chciałam być okrutna;)
OdpowiedzUsuń