poniedziałek, 15 sierpnia 2011

„Last minute”


S. Kubryńska „Last minute”
Wydawnictwo Nowy Świat
Warszawa 2011








Czas letnich wojaży jeszcze nie minął, może więc warto zaopatrzyć się w powieść „Last minute”, spakować ją do walizki razem z mapą i przewodnikiem? Sylwia Kubryńska, debiutująca tą książką, podjęła temat, który nie znalazł chyba jeszcze do tej pory odzwierciedlenia w polskiej literaturze. Nieznana jest mi skala zjawiska, o którym pisze autorka, ale zapewne debatują nad tym socjologowie. Jeśli wybierasz się, Droga Czytelniczko, w podróż do ciepłych krajów (Egipt, Tunezja, Turcja), jesteś w grupie wysokiego ryzyka. Zapewne, jak wiele twoich poprzedniczek, nie przewidziałaś tego w swoich planach. Tymczasem twoje „habibi” już tam jest.

Główna bohaterka książki „Last minute”, Agnieszka Susenbach, oraz Zuzanna, jej przyjaciółka, reprezentują pokolenie młodych, wykształconych, aktywnych Polek. Agnieszka znajduje się właśnie w trudnym momencie swojego życia. Dręczą ją niepokojące bóle głowy, szef informuje o zwolnieniu z pracy, a „partner”, „odbity” wcześniej innej kobiecie, przeskoczył właśnie na nowy „kwiatek”. Mimo dość jednoznacznych dowodów jego zdrady, dziewczyna nie potrafi zdecydowanie powiedzieć „nie” – nadal gotuje mu obiady i przechowuje go w swoim mieszkaniu. Wycieczka do Tunezji, którą proponuje jej Zuzanna, zatroskana o kondycję psychiczną przyjaciółki, ma być odskocznią od przytłaczającej rzeczywistości, lekiem „na całe zło”. Lekiem, jak się okazuje, bardzo skutecznym.

„Tunezyjskie wakacje, zabawa, komplementy, egzotyczny romans. Cudowne chwile z bajki. Kwiaty u stóp. Obłędny seks. Ile tu radości dla dziewczyny! Kupujesz last minute, lecisz trzy godziny i masz – katalog rozkoszy. Wszystko to nowe, egzotyczne, świetne dla chwilowej zabawy. A potem walizka, samolot, good bye, beslema!” (s. 235). Kiedy Agnieszka poznaje przystojnego, gotowego uznać ją za boginię Araba, świat wokół przestaje istnieć. Haithem wypełnia jej czas i myśli. Zwiedzanie, plażowanie – cóż to za katorga dla zakochanej kobiety! Główna bohaterka rozkwita przy swoim kochanku, czuje się piękna i wyjątkowa. Emocje sięgają zenitu, a tymczasem zbliża się koniec wyjazdu. Agnieszka podejmuje wówczas zaskakującą decyzję, która uruchomi lawinę nieoczekiwanych zdarzeń…

„Wy – mówi do Anglika – wy im tego nie dacie. Wy nie umiecie. A to takie proste – śmieje się Arab – takie proste. Kobieta lubi usłyszeć komplement. Że oczy ma ładne – to na początek. Drugi komplement, to włosy. Włosy masz piękne, to naturalne? Ona mówi, że tak, w to trzeba uwierzyć. Z zachwytem dotknąć, powiedzieć „ach”…! – tu Arab się zaniósł od śmiechu. A potem, uspokoiwszy się, ciągnął dalej: skóra gładka, lśniąca… atłasowa. Tak jak… – pstryknął palcami – …jak na brzoskwini. Biała kobieta to chce usłyszeć. Przyjeżdża tu po to. Po to przywozi swój portfel, rozumiesz?” (s. 250). Główny wątek powieści Kubryńskiej odnosi się do zjawiska seks-turystyki. Wzrost niezależności kobiet, również w sferze ekonomicznej, spowodował, że wkroczyły one na pole aktywności, do tej pory kojarzone raczej z męską obyczajowością. Atmosfera wakacji, rozluźnienie norm postępowania, bajeczne plaże, alkohol wliczony w cenę, przystojny adorator – i przepis na romans gotowy. Nie jestem tylko pewna, czy słowo „seks-turystyka” właściwie oddaje charakter tych relacji. Mam nieodparte wrażenie, że nie o seks tu głównie chodzi, lecz o słowa, gesty, spojrzenia, dotyk. Słowa, które uskrzydlają; gesty i spojrzenia, które przyprawiają o dreszcz; dotyk, który jest słodką obietnicą. Dlaczego tak łatwo dają się zwieść tanim komplementom, wystudiowanym pozom, ogranym schematom? A może świadomie konsumują to, co im się przytrafia, niczym produkt z krótkim termin przydatności do spożycia? Próba odpowiedzi na te pytania przenosi nas w obszar kobiecego poczucia własnej wartości, a to temat – studnia bez dna. Autorka zdaje się sugerować, i ma w tym sporo racji, że łatwość, z jaką płeć piękna angażuje się w egzotyczne, urlopowe związki, jest pochodną braku samoakceptacji, zdrowego egoizmu. Rodzi się jednak pytanie: kto ma nas tego nauczyć? Nieobecni ojcowie? Sfrustrowane matki? Główna bohaterka, Agnieszka, boryka się na przykład z trudnym dzieciństwem, w którym zabrakło poczucia bezpieczeństwa, wzajemnego szacunku, miłości. W którymś momencie sama stwierdza: „(…) my (…) mamy TO w genach. ULEGŁOŚĆ. A naszą uległość wbiły nam do głowy nasze matki. A ojców to w ogóle zabrakło” (s. 68). W efekcie przeglądamy się, niczym w lustrze, w oczach naszych mężczyzn i to, co widzimy, przyjmujemy za prawdę. Pół biedy, jeśli zagnieździł się w nich zachwyt.

Książka „Last minute” Sylwii Kubryńskiej oparta jest na klasycznym schemacie romansu. Ja osobiście nie przepadam za tym gatunkiem, ale ta lektura próbuje być też czymś więcej, co „uratowało ją dla mnie”. Nie wszystko w tej sferze „nadbudowy” pisarce jednak wychodzi. Zakończenie jest zupełnie nieprawdopodobne – nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w życiu osobistym bohaterki wszystko się układa, łącznie z pogmatwanymi relacjami rodzinnymi. Język powieści często ociera się o kicz, ale autorka potrafi zaskoczyć też zgrabną frazą, udanym porównaniem, ciętą ripostą. Z szerokim uśmiechem przyjęłam natomiast zgryźliwy portret Polaków za granicą, jaki odmalowała Kubryńska. Zaściankowi, ale z manierami światowców; w obcym kraju, który chcieliby widzieć zorganizowany w przewidywalny sposób; wpatrzeni w ekraniki telefonów i laptopów, mimo że wokół „pręży się” oszałamiająca natura. „A ludzie z mojej codzienności, ci z mojego kraju, z mojej ulicy, z mojego podwórka – jak przypomnienie rzeczywistości – tylko mnie drażnili (…). Uciekali od Arabów, manifestując swoją niechęć. Co za logika? Przyjechali do nich obrażeni na to, że tu są! A gdzie się, Polaku, ruszysz, tam ci przeszkadza, że to nie Polska? A gdzie Polska? Wszędzie tam, gdzie nie ma nikogo innego?” (s. 159).

5 komentarzy:

  1. Jak dla mnie cała ta historia była dość nieprawdopodobna.
    Owszem takie historie się zdarzają,masz rację , trącą kiczem, ale... kurczę,która kończy się tak szczęśliwie?:) Miała bohaterka szczęście;D
    Mimo to oceniłam ją dość wysoko, bo na wakacje niczego więcej nie było mi trzeba, jak Tunezji w książce, podczas gdy na dworze hulał deszcz i wiatr;D

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miała bohaterka szczęście wyjątkowe!:) I może dobrze, bo kto wie jakby w tej książce skończyła?:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w trakcie czytania tej książki,dobrze wiedzieć jak ja odebrały inne osoby :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że podobnie oceniamy zakończenie książki. Dla mnie ono było nadzwyczaj banalne i przewidywalne. Natomiast nie zgadzam się z twierdzeniem, że język książki jest kiczowaty. Czytałam wiele innych książek-romansów, których język oceniłbym za znacznie bardziej kiczowaty niż w Last Minute. Ja bym bardziej oceniła język jako potoczny. W pozostałej części zgadzam się z Twoją recenzją, też mi się podobał w książce opis naszych rodaków za granicą. Myślę, że jak na debiut pisarski, nie jest źle. Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. Inulec: książka jest ostatnio na blogach popularna, będziesz więc miała dużą skalę porównawczą:)

    Aniu: pewnie masz rację pisząc, że można sobie wyobrazić bardziej kiczowaty język:) Ja mam natomiast pewien problem z takim jego zastosowaniem, jak to zrobiła autorka "Last minute". Czytałaś może "Flesz. Zbiorowy akt popświadomości" Hanny Samson? Wielu krytyków chwaliło autorkę za to, że wiarygodnie pokazała mentalność i język współczesnych młodych, wykształconych Polek. Ja natomiast za Chiny nie znajduję w swoim otoczeniu osób, które by tak mówiły:) - wydaje mi się to bardziej kreacją literacką niż odzwierciedleniem rzeczywistości. Takie same odczucia mam w stosunku do Kubryńskiej. Poza tym też uważam, że to całkiem niezły debiut, trzeba po prostu czekać, w którą stronę pójdzie auorka. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń