M. Agus „Póki rekin śpi”
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2009
Nie mogę przejść obok tej książki obojętnie, ale nie umiem też zachwycić się nią. Piszę więc, będąc w emocjonalnym rozkroku. „Póki rekin śpi” to debiut literacki Mileny Agus, włoskiej nauczycielki, i może stąd wynika moja rozterka. Czasami tak bywa z pierwszą powieścią, że sygnalizuje talent autora, ale jeszcze nie do końca wiadomo, w jakim kierunku on zmierza. Inna rzecz, że podświadomie oczekiwałam chyba odkrycia na miarę „Przypomnij sobie” E. Hirvonen (obydwie powieści zostały wydane w serii Z Miotłą), która była dla mnie czytelniczą ucztą. Ta lektura nie ma tej siły rażenia, choć bez wątpienia intryguje.
Motyw niełatwych relacji rodzinnych pojawia się często w książkach, które ostatnio czytam. Nie inaczej jest w tym przypadku. Ród Sevilla Mendoza, zbiorowego bohatera tej historii, poznajemy z perspektywy osiemnastoletniej narratorki. Tym, co uderza w sposobie opowiadania przez nią o świecie, w którym żyje, jest daleko posunięty dystans emocjonalny, pewna beznamiętność, a może pogodzenie się z losem? Jest to bowiem rzeczywistość, w której dorośli zajmują się głównie sobą, pielęgnują wewnętrzne lęki, urazy, obsesje, porażki. Każdy jest tu na swój sposób nieszczęśliwy, tkwi w paszczy tytułowego rekina, z której trudno się wydostać. Matka, pogrążona w nieszkodliwych dziwactwach malarka, sprawia wrażenie, jakby chciała zniknąć. Ojciec nieustannie podróżuje do Ameryki Południowej i „zbawia świat”, a na miejscu „czaruje” kobiety, które odwiedzają jego warsztat. Chętnie rozprawia także o Bogu. W domu bardziej go nie ma, niż jest, w końcu „(…) stałość to stałość ruchu” (s. 80). Ciotka, siostra matki, beznadziejnie kocha się w pewnym żeglarzu, który nie chce związać się z nią na stałe. Ona rekompensuje to sobie licznymi romansami. „Czasami myślę, że jej przeznaczeniem jest być matką dla wszystkich i żoną dla wszystkich i dlatego nie ma nic własnego” (s. 26). Brat, ofiara szkolnych walk „o hierarchię”, najchętniej całymi dniami grałby na fortepianie. I wreszcie ona – narratorka – związana ze starszym, żonatym mężczyzną, który traktuje ją jak „maszynkę” do uprawiania perwersyjnego seksu. Jej bezradność wobec tej relacji, nieumiejętność zadbania o własne potrzeby, poczucie braku perspektyw na lepszą przyszłość są porażające. Na szczęście w powieści pojawiają się również osoby, które wnoszą do tego świata powiew „normalności”, choć zazwyczaj pochodzą one spoza rodziny (wyjątkiem jest tutaj babcia). Dzięki nim „przychodzi mi do głowy, że może w życiu istnieją inne możliwości, niż topić się w gównie, albo topić w nim innych, albo umrzeć” (s. 98). Po prostu: wyrwać się z paszczy rekina, póki rekin śpi.
Wbrew temu, czego można by oczekiwać, losy rodziny Sevilla Mendoza nie zmierzają w stronę tragicznego finału. Pomalutku, niepostrzeżenie, wkradają się do tej historii optymistyczne akcenty. Znamienna wydaje się w tym kontekście symbolika – jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – wnętrza ryby, która pojawia się w tekście parokrotnie. Figurą rekina posługuje się ojciec bohaterki, próbując tchnąć w nią wiarę w nowy początek, w siłę reinterpretacji swojego życia. Nie bez przyczyny także jeden z rozdziałów nosi tytuł „jak Jonasz i Hiob”. Postać zbuntowanego proroka, który spędził trzy dni i trzy noce w brzuchu wieloryba, przenosi czytelnika w sferę interpretacji biblijnych. Jonasz występuje w nich jako metafora Chrystusa przebywającego w grobie, który przezwyciężył niebezpieczeństwo śmierci i zmartwychwstał. Najbardziej sugestywne wydaje mi się jednak motto, którym Agus opatrzyła swoją książkę. Wyłania się z niego obraz zrezygnowanego, przestraszonego Gepetta, który podaje rękę ufnemu w ocalenie Pinokiu i daje mu się poprowadzić…
„Póki rekin śpi” to całkiem udany debiut. Autorka ma bez wątpienia dryg językowy i zdolność pogłębionej obserwacji. I dobrze wykorzystuje, jak wynika z informacji zamieszczonych na okładce, swój talent – wydany w 2006 roku we Włoszech „Mal di pietre” (polskie tłumaczenie: „Ból kamieni”, W.A.B. 2008) został obsypany deszczem nagród.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz