D. Wells „Nie jestem seryjnym mordercą”
Wydawnictwo Znak Emotikon
Kraków 2012
O publikacji
Dana Wellsa napisano już chyba w sieci wszystko. Jak wynika z mojego rozpoznania,
przyjęto ją życzliwie, a nawet entuzjastycznie. Nie widzę zatem sensu, aby roztrząsać
tu szczegółowo treść dzieła. Wejdę za to w buty tego, kto dokłada łyżkę
dziegciu do beczki miodu. Ja bowiem zupełnie nie kupuję tej książki. Mam
wrażenie, że autor, poszukując sposobów na uatrakcyjnienie, udramatyzowanie i „u-co-tam-jeszcze”
akcji, zupełnie niepotrzebnie odkleił się od rzeczywistości i spalił, skądinąd całkiem
niezły, pomysł. Jako istota złośliwa, myślę sobie po cichu, że doszedł on do
następującego wniosku (i zapewne miał rację): obecność w tekście istot
nadprzyrodzonych przekłada się na wydawniczy i finansowy sukces. Taki już los
literatury powstającej po „Zmierzchu”. Tymczasem i bez tych dodatkowych
atrakcji dzieje się w nim wiele.
Koncepcja
głównego bohatera, jaką przyjął amerykański pisarz, dawała mu szerokie pole
manewru w kwestii budowania opowieści. John Wayne Cleaver, nastolatek z Clayton,
cierpi bowiem na APD, antyspołeczne zaburzenia osobowości, które charakteryzują
się przede wszystkim brakiem empatii. W związku z tym, że w jego umyśle czai
się „potwór”, gotowy w każdej chwili wydostać się na powierzchnię, musi on
przestrzegać szeregu zasad, które sam wypracował, aby chronić siebie i innych. Nie
pozwala sobie zatem na to, aby zbyt długo obserwować jedną osobę, gdyż rodzi to
obsesję. Kiedy kogoś zrani, natychmiast stara się powiedzieć mu coś miłego, aby
nie rozkręcać spirali negatywnych emocji. Dystansuje się także od zwierząt. Wewnętrzne
napięcia rozładowuje zaś w społecznie akceptowany (a może raczej dopuszczalny)
sposób: pracuje w zakładzie pogrzebowym swojej matki i jej siostry, ciotki
Margaret, a przede wszystkim interesuje się seryjnymi mordercami, co i tak w
sumie czyni z niego lokalnego dziwaka. Kiedy miasteczkiem wstrząsa seria
brutalnych zabójstw, za każdym razem pojawia się tam, gdzie odkryto zwłoki. „Przychodząc
w to miejsce, chciałem dotrzeć gdzieś dalej i głębiej, leciutko zarysowałem
mur, którego nie śmiałem przebić. Za nim czaił się potwór, a ja zbudowałem ten
mur, by trzymać potwora daleko od siebie. Teraz się ruszał i przeciągał, jego
sen stawał się niespokojny. W mieście pojawił się inny potwór. Czy za jego
sprawą ten, którego trzymam w ukryciu, obudzi się?” (s. 24-25).
Zastanawiam się,
czy książka Dana Wellsa może pełnić funkcję edukacyjną, oswajać młodzież z
zagadnieniem socjopatii/psychopatii? Trzeba oddać autorowi, że wiarygodnie
opisał psychikę nastolatka cierpiącego z powodu antyspołecznych zaburzeń
osobowości oraz jego relację z terapeutą. Obawiam się jednak, że młodzi
czytelnicy będą spostrzegać Johna Cleavera jako część tej samej rzeczywistości,
do której należy demon bezwzględnie atakujący mieszkańców Clayton – do rzeczywistości
istot nadprzyrodzonych, nierealnych. Literatura fantasy ma długą, piękną i
bogatą tradycję. Mam jednak wrażenie, że ostatnio wykorzystywana jest w sposób
instrumentalny, wybiórczy, a nawet cyniczny. Nie widzę powodu, dla którego w
książce Wellsa musiał pojawić się krwiożerczy potwór. Ta postać nie służy
budowaniu jakiegoś interesującego świata alternatywnego, nie pobudza i rozwija
wyobraźni, nie skłania do refleksji. Jest tyle innych, ciekawszych pozycji,
nawet jeśli poszukujemy głównie rozrywki. Wspomnieć tu wypada chociażby T.
Pratchetta. Po prostu nie byłabym
skłonna polecić publikacji „Nie jestem seryjnym mordercą” znajomemu
nastolatkowi. Nie jest to uczciwa powieść fantasy ani solidny kryminał czy
sensacja. Czym zatem jest, nie umiem odpowiedzieć. Po co sięgać po słabe, skoro
można przynajmniej po przeciętne, po co sięgać po przeciętne, skoro można
przynajmniej po dobre? Po raz kolejny przekonuję się, że młodzież
gimnazjalno-licealna to najtrudniejszy „target” dla pisarzy. Nie można
zaspokoić ich już „tanią bajeczką”, z drugiej strony – łatwo zniechęcić zbyt
poważną tematyką. Jak zwykle chodzi o ten złoty środek. W moim przekonaniu
amerykańskiemu pisarzowi nie udało się go znaleźć.
Ciekawe, że ktoś wyłamuje się z tego chóralnego entuzjazmu... Książki jeszcze nie znam, stoi na półce i czeka na moją wenę, natomiast nie mogę się nadziwić, dlaczego w Polsce ta książka została skierowana do "targetu" młodocianego. W Niemczech leży na półkach z kryminałami dla dorosłych, ewentualnie z fantastyką dla dorosłych i nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby polecać ją nastolatkom. Co się splata z Twoimi wnioskami.
OdpowiedzUsuńJestem w takim razie bardzo ciekawa Twoich wrażeń! Ja powiedziałam "nie" tej książce głównie dlatego, że mam poczucie wciskania tu na siłę tego świata nadprzyrodzonego. To jest ostatnio jakaś mania - nie powstaje w ten sposób ani dobra literatura fantasy, ani powieść obyczajowa czy kryminał, tylko taki miszmasz.
OdpowiedzUsuń