Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA
Warszawa 2012
Być może
wspominałam już kiedyś o tym, że sytuacja, w której każdego niemalże autora
kryminałów, pojawiającego się na naszym rynku, porównuje się do Stiega
Larssona, działa na mnie jak płachta na byka. Często bowiem okazuje się, że to
tylko tani chwyt reklamowy, który ma nakręcać popyt i podaż. Paradoksalne jest
więc to, że Muza, wydawca książek Arnego Dahla (właśc. Jana Arnalda), nie
pokusiła się na taki zabieg, choć ja, gdybym miała wskazać następcę mistrza,
wymieniłabym właśnie autora cyklu powieści o „Drużynie A” – specjalnej
jednostce policji do walki z przestępczością o zasięgu międzynarodowym. Swoją
przygodę z jego pisarstwem rozpoczęłam tak naprawdę „od środka” – „Europa
Blues” jest czwartym z kolei utworem Szweda, promowanym w Polsce. Nie zakłóciło
to jednak mojej przyjemności płynącej z lektury. Szybko połapałam się, kto jest
kim i dałam się ponieść wartkiej akcji.
Lubię kryminały
o fabule skonstruowanej w taki sposób, że w krótkim czasie, już na początku
książki, poznajemy kilka odrębnych historii, które później okazują się tworzyć
jedną całość. Od inteligencji i wyobraźni twórcy zależy wówczas pomysł na to,
jak połączyć ze sobą, odległe na pierwszy rzut oka, wątki. Na taki wariant
zdecydował się Arne Dahl, zyskując u mnie już na wstępie duży plus:) Rozwiązanie to przypomina trochę pewną znaną
łamigłówkę słowną: znamy pierwszy i ostatni wyraz jakiejś opowieści, a naszym
zadaniem jest przejść od jednego do drugiego tak, aby stworzyć logiczny ciąg. U
Dahla cztery wyjściowe elementy układanki w ogóle do siebie nie pasują. W
sztokholmskim Skansenie, w zagrodzie z rosomakami, zostają odnalezione kości człowieka, którym
prawdopodobnie „zajęły się” odpowiednio te sympatycznie wyglądające zwierzęta.
Technicy odkrywają także, wyryty w ziemi, tajemniczo brzmiący napis „Epivu”. Z
ośrodka dla uchodźców znika osiem kobiet z Europy Środkowej. Szybko wychodzi na
jaw, że uciekinierki były prostytutkami, a kierownik placówki przymykał oko na ich działalność, a może nawet czerpał z
niej jakieś korzyści. W wagonie metra atrakcyjna kobieta odpiera atak Hamida i
Adiba, dwóch młodych mężczyzn, którzy przy użyciu noża próbują ukraść jej
telefon komórkowy. Mimo tego, że udaje jej się szybko i sprawnie obezwładnić
przeciwników, wypycha jednego z nich na tory, prosto pod nadjeżdżający pociąg.
Na cmentarzu z kolei ginie, zamordowany w brutalny sposób, starszy mężczyzna,
kandydat do Nagrody Nobla, z wytatuowanymi cyframi na przegubie. Konia z rzędem
temu, kto trafnie przewidzi tok myślenia autora, tym bardziej że miesza on w
swojej powieści także porządki czasowe – klucz do wyjaśnienia zagadki tkwi
bowiem w dalekiej przeszłości.
Gdyby książka
Dahla ograniczała się do rozwikłania wspomnianych wyżej intryg, byłaby niczym
innym jak kolejnym (skandynawskim) kryminałem. Jej autor idzie jednak o krok
dalej, ma ambicję powiedzenia czegoś o szwedzkim społeczeństwie, decydując się
na dość ostrą krytykę społeczną. I pod tym względem przypomina mi właśnie
Stiega Larssona. W „Europie Blues”, tak jak u mistrza, mamy do czynienia z problemem
zorganizowanej przemocy wobec kobiet o zasięgu międzynarodowym. Podobnie jak
Larsson, Dahl nie chciał pozostawić swoich bohaterek bezbronnymi i upodmiotowił
je. Można pewnie dyskutować o tym, czy zrobił to w sposób wiarygodny. Wielu czytelników uzna być może, że przekombinował,
mnie natomiast zastosowany przez niego pomysł zbytnio nie uwierał. Najbardziej
jednak dostaje się w książce nie komuś, ale czemuś – mitowi szwedzkiej neutralności.
Kiedy Paul Hjelm, policjant badający sprawę tajemniczych śmierci, zagłębia się
w temat Holocaustu, Zagłady, obozów koncentracyjnych i antysemityzmu, dochodzi
do nieprzyjemnych dla swojego kraju wniosków: „ (…) Szwedzi nie lubią tematów
tabu. Na myśl o nich zalewa nas pot. Najchętniej w ogóle ich nie poruszamy, a
jeśli już naprawdę musimy, robimy to z pełną dystansu czcią, klepiąc banały, że
coś takiego nie może się powtórzyć. Zagłada jest abstrakcją, o której chętnie
mówi się, używając wielkich słów, z katedry, ale z którą nie sposób się zmierzyć. Nie było nas tam, nie jesteśmy
w stanie tego zrozumieć, nie mamy z tym nic wspólnego, to wasza sprawa.
Obrzydliwe połączenie szwedzkiej ahistoryczności i szytej grubymi nićmi
neutralności” (s. 121). Dahl wydaje się mieć temperament gorącego publicysty,
„Europa Blues” pełna jest, oprócz takich refleksji, utyskiwań na czasy, w
których żyjemy – dehumanizację, wszechobecny kult pieniądza, odradzający się
nacjonalizm. W moim przekonaniu to jej atut.
Jeśli moje
spostrzeżenia choć trochę Was zaintrygowały, zachęcam gorąco do lektury. Ja z chęcią sięgnę po wcześniejsze tomy serii i przekonam się, czy nie porównałam
Dahla do Larssona przedwcześnie:)
Ja dopiero niedawno zaczęłam swoją przygodę z Dahlem, właśnie od Europy. Muszę przyznać, że mam mieszane odczucie względem jego pisarstwa. Jestem pewna, że miejscami ociera się o geniusz, miejscami jednak popada w bełkot i się gubi. Jakkolwiek się go odbiera, jedno trzeba mu przyznać - tworzy niezłe kryminały, które zawsze powalają rozmachem.
OdpowiedzUsuńZapoznałam się z Twoją recenzję Dahla krótko po lekturze, ale jeszcze przed napisaniem swojej:) Muszę powiedzieć, że ja go kupuję, choć zgadzam się z Tobą, że pewne pomysły (patrz: wojownicze prostytutki ninja) są... dość kontrowersyjne:) Mam chyba słabość do pisarzy "zaangażowanych", którzy próbują pokazać w swoich książkach trochę więcej niż intrygę kryminalną - i chyba stąd moja sympatia do Dahla.
UsuńKolejne ciekawe nazwisko w dziale pt. "skandynawskie kryminały" :) Reklamy i porównania na okładkach często są nieadekwatne do zawartości książki, niestety :( Np. Kallentoft był reklamowany cytatem z jednej z recenzji jako "lepszy niż Larsson", z czym bym polemizowała :)
OdpowiedzUsuńJak w reklamie: "Prawie jak Larsson, to "prawie" czyni różnicę". Dla mnie daleko do Millenium, choć faktycznie warte polecenia.
OdpowiedzUsuń