I.
Kadare „Córka Agamemnona”
Przełożyła:
Dorota Horodyska
Wydawnictwo
Świat Książki
Warszawa
2011
Rządzona
przez Partię Albania, lata 80-te. On kocha ją. Ona kocha jego, ale
nie może z nim być – związek z mężczyzną, zaręczonym już
oficjalnie z inną kobietą, z pewnością zaszkodziłby wizerunkowi
jej ojca – dygnitarza komunistycznego, mozolnie pnącego się po
szczeblach kariery. Właśnie czeka go upragniony awans. W tle odbywa
się parada pierwszomajowa. Główny bohater, miotający się z
rozpaczy po domu, trafia w biblioteczce na „Mity greckie” Roberta
Gravesa, a w nich na historię Agamemnona. Opowieść o wodzu
greckiej wyprawy pod Troję, który złożył w ofierze bogini
Artemidzie własną córkę, Ifigenię, staje się metaforą miłości
niemożliwej w totalitarnym kraju. A raczej szerzej: życia w takim
państwie w ogóle. Owa wizja problematyki „Córki Agamemnona”
zarysowała mi się po kilkunastu stronach lektury, wątki te
eksponuje również okładkowa rekomendacja wydawcy. Ostatecznie
jednak stwierdzić muszę, że w książce Kadare miłość to
zaledwie wątek poboczny; jest on co najwyżej pretekstem do podjęcia
tematu, który zdaje się być idée
fixe albańskiego autora: opresyjnego, zakłamanego i okrutnego
reżimu.
Narrator
„Córki Agamemnona”, młody dziennikarz telewizyjny, ku
zaskoczeniu swojemu, a także przełożonych, otrzymuje, z okazji
pochodu pierwszomajowego, zaproszenie na trybunę honorową. Ten
niespodziewany „prezent”, zarezerwowany dla prominentnych i
aktywnych działaczy partyjnych, wyzwala w nim falę myśli,
wspomnień i rozterek moralnych. Główny bohater jest „w drodze”
– pokonując liczne stanowiska kontrolne, które systematycznie
oddzielają zwykłych przechodniów od uprzywilejowanych posiadaczy
zaproszeń, dostrzega dawnych lub obecnych znajomych. Z każdym z
nich wiąże się jakaś dramatyczna historia. Połączone w jeden
zbiór, tworzą one panoramę życia i ludzkich losów w
komunistycznym kraju. Jest w tej wędrówce narratora coś
symbolicznego – każde spotkanie to kolejny stopień
wtajemniczenia, pigułka gorzko smakującej wiedzy. Nic dziwnego
zatem, że droga na trybunę, jak mówi, zamieniła się dla niego w
drogę krzyżową (s. 64).
Powiastka
(nazywam ją tak ze względu na skromną objętość) Kadare ma
również charakter rozliczeniowy. W rzeczywistości totalitarnej za
wszystko trzeba zapłacić odpowiednią cenę. Główny bohater
zadaje więc sobie pytanie: „czy mam czyste sumienie?”, ale też
przygląda się sumieniom cudzym. W utworze pojawiają się historie
osób, które gotowe były popełnić wiele świństw, aby wkraść
się ponownie w łaski Systemu. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu,
że mimo swojego (pozornego) sukcesu, i tak przegrały. W tym
kontekście wspomnieć należy kolejne literackie odniesienie, którym
posłużył się autor – nie wiem nawet, czy nie ważniejsze dla
tej książki, niż tytułowy mit o Agamemnonie. Mam tu na myśli
starą, albańską baśń o upadku Łysogłowego. Pewnej nocy
Łysogłowy wpadł do podziemnego świata. Długo szukał sposobu na
wydostanie się stamtąd, aż w końcu pewien starzec podpowiedział
mu, że jest orzeł, który może unieść go na swoich skrzydłach
do góry. Pod jednym warunkiem – przez całą drogę musi jeść
mięso. Łysogłowy zgromadził więc zapasy i wyruszyli. Podróż
okazała się jednak niezwykle długa, a groźba strącenia w
przepaść tak realna, że Łysogłowy zaczął odcinać kawałki
swojego ciała, aby nakarmić ptaka. Kiedy w końcu dotarli na
ziemię, mieszkańcy zobaczyli ludzki szkielet, niesiony na
skrzydłach orła... A teraz proponuję jeszcze raz przyjrzeć się
tej baśni, zmieniając imię jej protagonisty...
W
„Córce Agamemnona” baśń o upadku Łysogłowego pojawia się w
odniesieniu do konkretnej osoby, spotkanej przez narratora w drodze
na trybunę. Jej znaczenie jest jednak na tyle uniwersalne, że służy
również głównemu bohaterowi do określenia swojej relacji z
Systemem. „Straciłem R.Z. z oczu i chciałem o nim zapomnieć. To
inni kroili po kawałku swoje ciało, żeby los nie pozwolił im
stoczyć się bezpowrotnie w przepaść. Ja chyba byłem jednym z
nich. Rozpoczęliśmy podróż, nie wiedząc, dokąd dotrzemy, nie
wiedząc, jak długo potrwa, a potem w jej trakcie, kiedy
zobaczyliśmy, żeśmy się pomylili, że jest już za późno, że
odwrót stał się niemożliwy, zaczęliśmy oddawać kawałki
siebie, aby nie pochłonęła nas ciemność” (s. 49). Alternatywą
było bowiem oddawanie kawałków „czyjegoś mięsa”, a na to nie
każdy chciał się zgodzić, płacąc za uratowanie
swojego człowieczeństwa wysoką cenę.
Kadare
jest podobno od wielu lat wymieniany wśród kandydatów do Nagrody
Nobla. „Córka Agamemnona” zrobiła na mnie wrażenie, ale nie
spostrzegam jej jako literatury takiego kalibru. Dla mnie jest ona
zbyt „polityczna”. Lubię książki pełniejsze, które
wykraczają poza wątek relacji jednostka – system. Zawsze w takich
sytuacjach przypomina mi się rozpaczliwe zawołanie Lechonia: „A
wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę”. Zamierzam
natomiast przeczytać drugą część dyptyku – „Następcę”,
aby dopełnić obrazu całości.
no u mnie na półce od jakiegoś czasu ale jak widzę potwierdzasz moje przeczucia ...
OdpowiedzUsuńprzeczucia dobre czy złe? :-)
UsuńPiękny cytat z Lechonia:-)... Muszę sobie zapamiętać. Swoją drogą, jeszcze chyba nigdy nie czytałam literatury z Albanii, nie wiem, czy się zasadzać na to, czy poczekać, aż mnie najdzie odpowiedni nastrój na europejską egzotykę...
OdpowiedzUsuńPrawda? :-) Lechoń świetnie ujął nastrój pewnego zmęczenia „politycznością” literatury, poniekąd zaprotestował przeciwko używaniu jej do załatwiania spraw państwowych. Okazuje się, że prawie 100 lat później wers ten nadal może mieć swoje zastosowanie, choć nie chcę przez to powiedzieć, że literatura w ogóle nie powinna zajmować się kwestią relacji jednostka-państwo/ustrój/system. Wolę jednak, kiedy ten temat występuje w towarzystwie innych.
OdpowiedzUsuńTo też było moje pierwsze spotkanie z literaturą albańską. Sugeruję poczekać na odpowiedni nastrój... :-)