
A.
Amer „Rantis”
Wydawnictwo
Amea, 2012
Seria:
Proza Spoza
To
jedna z tych książek, które pozwalają całkowicie zanurzyć się
w innej czasoprzestrzeni. „Rantis” jest barwną, plastyczną i
zmysłową opowieścią o małym, palestyńskim miasteczku, położonym
niedaleko Ramallah, w którym fikcja miesza się z rzeczywistością,
przeszłość z teraźniejszością, stare z nowym, a baśniowość i
niezwykłość z codziennością. Aida Amer, po mamie Polka, po tacie
Arabka, z wykształcenia – archeolog klasyczny, pięknie
wykorzystała tkwiące w niej bogactwo kultur, tworząc świat utkany
ze wspomnień i wyobrażeń. Świat, którego słodko-gorzkiemu
urokowi poddałam się mimowolnie, choć bez sprzeciwu. Autorka
pozwala czytelnikowi zadomowić się w
swojej wizji, roztaczając przed nim barwy, dźwięki i zapachy
Rantis; kreśli galerię nietuzinkowych postaci; utrzymuje nas w
przekonaniu, że możliwe jest osiągnięcie doskonałej harmonii
współistnienia w obrębie społeczności, z dala od „wielkiego
świata” i jego problemów. Idylla ze szczyptą Orientu, wprost z
opowieści Szeherezady.
Kiedy
czytelnik nasyci się już cudownością palestyńskiego świata,
Amer rozpoczyna jego powolną dekonstrukcję. Drobne, na pierwszy
rzut oka, zdarzenia, uruchamiają lawinę klęsk i dramatów, które
na zawsze odmienią życie jego mieszkańców. Nieposkromione ludzkie
emocje i wdzierająca się do Rantis polityka położą kres znanej i
bezpiecznej rzeczywistości. Rozpad starego porządku staje się
namacalnie bolesny, wzbudza ogromną tęsknotę za czasem minionym.
To właśnie ta tęsknota jest motorem napędowym powieści Amer –
tęsknota za rajem utraconym. I zdaje się, że autorka ma tu na
myśli nie tyle małe, zagubione gdzieś na wzgórzach miasteczko, co
Palestynę w ogóle – terytorium, do którego wieloletni mieszkańcy
stracili prawo; którym odebrano ziemię porośniętą mandarynkowymi
gajami; których wypędzono z domów i sterroryzowano.
W
książce Amer zderzają się ze sobą siły tworzenia i rozpadu,
życia i śmierci. Autorka nie poprzestała na snuciu nostalgicznej
wizji. Na tym, literacko, wygrała. Powieść stała się dzięki
temu pełna, a bohaterowie wiarygodni. Choć od 1967 roku, kiedy to
urywa się narracja w „Rantis”, sytuacja na Bliskim Wschodzie
nadal pozostaje napięta i dramatyczna, pozostaje nam wierzyć, że
jeszcze kiedyś niedaleko Ramallah zakwitną mandarynkowe gaje. Siła
ludzkiego ducha bywa ogromna, zwłaszcza jeśli, co też pokazała
Amer, może on liczyć na więzi rodzinne czy sąsiedzkie.
„Rantis”
uwodzi i burzy spokój. Czego chcieć więcj od dobrej literatury?