sobota, 25 grudnia 2010

Kryminał od święta

Leif GW Persson „Między tęsknotą lata a chłodem zimy”
Wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa 2010







Od czego zacząć? – to dla mnie w tej chwili pytanie fundamentalne i kłopotliwe zarazem. Pierwszy wpis na świeżutkim jeszcze blogu, blogu-noworodku, jest jak wizytówka autora – może mówić o nim więcej, niż sam chciałby powiedzieć. Co gorsze, może autora zdefiniować i zaszufladkować. Tego oczywiście chciałabym uniknąć. Dlatego kombinowałam długo, z czym by tu na początek wyskoczyć. Wpadłam co prawda na pewien trop, ale… jeszcze tej książki nie przeczytałam. Tymczasem w notatniku leżakowała sporządzona już recenzja. Nie wydawała mi się ona jednak odpowiednia, aby rozpocząć z „wysokiego C”. Teraz myślę: „a niech to!”. Co tam konwenanse i nakładane na samą siebie „powinności”. Myślcie o mnie dobrzeJ Zaczynam od… kryminału.

Świat powieści kryminalnych wciągnął mnie na dobre, odkąd na rynku wydawniczym zaczęła pojawiać się hurtowo literatura skandynawska. Początkowo trochę opierałam się tej fali, powiem szczerze – długo uważałam ten gatunek literacki za podrzędny, ale lektura trylogii Stiega Larssona pogrążyła mnie w nim skutecznie. Trzecią część serii Millennium („Zamek z piasku, który runął”) ogłosiłam wszem i wobec dziełem doskonałym i myślałam, że nic lepszego w tej materii już mnie nie spotka. Tym bardziej, że pisarstwo C. Lackberg, uznanej, moim zdaniem – zbyt pochopnie, następczynią Larssona, nie przekonywało mnie do końca.

Przywołuję tutaj twórczość S. Larssona celowo, bowiem wydaje mi się ona mieć z pisarstwem Leifa GW Perssona wiele wspólnego. Dlaczego? Powód widzę na razie jeden: niedawno do moich rąk trafiła książka pt. „Między tęsknotą lata a chłodem zimy” – powieść policyjna, dramat psychologiczny i satyra w jednym.

Na 600 stronach książki dochodzi „tylko” do jednego morderstwa, które zresztą na początku wydaje się być „niewinnym” samobójstwem. W okolicach strony 613 dochodzi do drugiego zabójstwa – tym razem ginie Very Important Person. Trup zatem nie ściele się gęsto. Jaką treścią wypełnił więc autor tak rozbudowaną formę? Można by rzec: prześwietla on na wylot szwedzką policję i wywiad, ujawnia słabość państwa i jego instytucji, powołanych do ochrony swoich obywateli. Szuka też metodycznie przyczyn, które doprowadziły do, niewyjaśnionego do tej pory, zabójstwa premiera Szwecji Olafa Palmego. Tutaj upatrywałabym przede wszystkim podobieństwa do powieści „Zamek z piasku, który runął” Larssona. Klasyk (pozostaje nim dla mnie S. Larsson, bowiem jego dzieła ukazały się na polskim rynku przed książkami Perssona, a tym samym wyznaczyły pewien pisarski standard) szwedzkiego kryminału opisał bezkompromisowo i dobitnie funkcjonowanie służby bezpieczeństwa wewnętrznego – ściśle tajnej, wspomaganej ogromnymi funduszami organizacji, która bez mrugnięcia okiem poświęca dobrostan i życie jednostki w imię zdefiniowanych przez siebie celów (państwo i służby kontra Lisbeth Salander). Persson serwuje nam z kolei szczegółowy obraz relacji, jakie istnieją na styku działalności policji, wywiadu i polityki, również tej międzynarodowej na najwyższym szczeblu.

Świat bohaterów powieści Perssona jest światem mężczyzn. Kobiety występują w nim, owszem, ale najczęściej w roli obiektów seksualnych. Autor wpadł nawet na to, aby jednego z policjantów wyposażyć w chęć „intymnego” obcowania z ofiarami przemocy seksualnej, które przesłuchuje. Jako że w krótkiej biografii pisarza z okładki książki czytam: „jest profesorem kryminologii i do dziś pracuje w komendzie głównej policji”, obawiam się, że takie przypadki są nie tylko wytworem jego bogatej wyobraźni. Tendencja do przedmiotowego traktowania drugiej płci to nie jedyny problem,  z jakim borykają się dzielni funkcjonariusze prawa. Można się wręcz pokusić o stworzenie listy ich grzechów głównych. Typowy policjant/agent służb specjalnych jest leniwy, nadużywa alkoholu, lekceważy swoje obowiązki i kombinuje, jakby się tutaj nie napracować. Co więcej, jest wrogo nastawiony do wszelkich przejawów inności – począwszy od mniejszości seksualnych, a skończywszy na imigrantach. Trudno znosi też socjaldemokratyczne „dyrdymały”. Na tym tle, niczym gwiazda na firmamencie, świeci przykładem Johansson. Nie jest on pozbawiony wad, ale nawet jego koledzy, przełożeni i wrogowie wiedzą, że to „prawdziwy policjant”, który z niejednego pieca jadł już chleb. O jego wyjątkowości decyduje przede wszystkim to, że drąży sprawy głęboko i do końca.

Kiedy przyglądam się temu, co napisałam, myślę sobie: „To chyba nie brzmi zachęcająco! Leniwi, pijani i niekompetentni stróże prawa, uprzedmiotowione kobiety, intrygi, afery i zdrady. Kto by chciał o tym czytać?”. Zapewniam jednak, że to wybitna powieść kryminalna. Co ciekawe, wymusiła ona na mnie inną niż zazwyczaj dynamikę czytania. Bardziej niż szybkie rozwikłanie zagadki „kto zabił?”, interesowało mnie powolne rozsupływanie skomplikowanych i wielopoziomowych relacji społecznych, istniejących wewnątrz struktur policji, służb specjalnych i polityki oraz między nimi. Gorąco polecam!

2 komentarze:

  1. Nigdy w życiu nie sięgnęłam po kryminał. Po przeczytaniu tej recenzji nie będę mogła tak powiedzieć.Gdyby ni święta stała bym przy kasie jakiejś księgarni, z polecaną książką!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Iwono, nie ma to jak od czasu do czasu zapewnić sobie odpowiednią dawkę morderstw, krwi, intryg i zdrad! Od razu lżej robi się człowiekowi na sercu:)

    OdpowiedzUsuń