wtorek, 24 maja 2011

Alchemia wg H. Wańka (nie mylić z Alchemikiem:))


H. Waniek „Wyprzedaż duchów”
Wydawnictwo Dolnośląskie
Wrocław 2007








„Wyprzedaż duchów” to książka nie z tej ziemi. Nie dziwi mnie to, odkąd wczytałam się w biografię jej autora, Henryka Wańka – śląskiego malarza, pisarza, publicysty, grafika, twórcy scenografii, słowem – człowieka-orkiestry w dziedzinie sztuki. Nie tylko różnorodność i specyfika jego ról zawodowych, ale także fascynacja historią, filozofią, religioznawstwem czy literaturą mistyczną znalazły odzwierciedlenie w tym utworze. Wszystkie te składniki czynią go bogatszym, lecz jednocześnie trudniejszym w odbiorze. Tym, których ta recenzja zachęci do lektury powieści, zalecam „przed” krótki kurs metafizyki…

„Wyprzedaż duchów” to przede wszystkim książka-hołd, złożona górom i przyjaźni. Kolejne rozdziały są ze sobą bardzo luźno powiązane, przypominają raczej odrębne opowiadania, które spajają: miejsce akcji (Sudety) oraz bohaterowie – choć zazwyczaj każdy z nich występuje w roli pierwszoplanowej tylko raz. W zasadzie nie wiemy o nich nic, oprócz tego, że poszukują kontaktu z tym, co niematerialne, duchowe, transcendentalne. Swoistym przewodnikiem po świecie zjawisk nadprzyrodzonych jest dla nich tajemnicza postać o pseudonimie „J”. O nim można powiedzieć jeszcze mniej niż o pozostałych. Pojawia się i znika, opowiada barwne historie lub uparcie milczy, ciekawi i drażni. Istnieje realnie, fizycznie, a jednocześnie wydaje się unosić kilka centymetrów nad ziemią. Jego niedookreśloność może budzić irytację – pytany o imię, odpowiada: „Właściwie to nie ma znaczenia. Mogę mieć na imię, jak ci się podoba. Możesz mi nawet wybrać, co ci pasuje” (s.122). Niezależnie od tego, jakie emocje wzbudza jego płynna tożsamość, towarzysze wypraw darzą go szczególnym szacunkiem – mieszanką fascynacji, dystansu, niepokoju i rozdrażnienia. Stanowi on dla nich pewien punkt odniesienia, centrum społecznego mikroświata. J wydaje się mieć bowiem dostęp do WIEDZY, jest tłumaczem zaklętych w górach tajemnic. Jasnowidzenie, telepatia, energia księżycowa, alchemia, astral, esencja ducha, przestrzeń archetypowa czy kolektywna nieświadomość – żadne z tych zagadnień nie jest mu obce. W takim właśnie ezoterycznym klimacie rozgrywa się większość opowiadanych tu historii. A w tle piętrzą się Sudety…

Góry są nie tylko tłem, ale przede wszystkim jednym z głównych bohaterów tej opowieści. Henryk Waniek opisuje ich piękno i specyfikę, przytacza związane z nimi legendy, oprowadza nas po nich. Sośnica, Grabowiec, Świeradów, Sępia Góra, Kopalina, Jelenie Skały, Głośnica, Kamienna, Biała Dolina, Poręba, Pasówka, Wysoki Kamień. Konkretne punkty na mapie, tutaj zyskują dodatkowy wymiar. Odnoszę wrażenie, że góry to dla autora miejsce magiczne, emanujące energią natury, miejsce triumfu przyrody nad człowiekiem. Całym sercem zgadzam się z J, który stwierdza w pewnym momencie: „Ostatecznie piękno poradzi sobie bez naszej pomocy, a może nawet wyrazi się pełniej bez ludzkiego udziału. Gdy przez czystą wodę patrzysz na dno strumienia albo zatrzymujesz wzrok na pojedynczym drzewie, wszystko jest piękne, mądre i prawdziwe. Dopiero w tak zwanym ludzkim świecie sprawy proste i piękne wykrzywiają się. Nie chcę już mówić o tym, że brzydotę sprzedają już jako piękno, a prawdę myli się z przydatnością” (s. 156). Myślę, że każdy, kto nosi w sobie miłość do gór i przyrody (a zaliczam się do tej grupy), odniesie się do tego aspektu lektury ze szczególnym sentymentem. Zwłaszcza że pisarz odmalował taki ich portret, który na długo zostaje w pamięci. Ja w każdym razie noszę go w sobie cały czas.

Metafizycznej wymowie książki „Wyprzedaż duchów” odpowiada język – poetycki i natchniony. Nie umiem rozstrzygnąć, czy to jej atut czy też przekleństwo. Na początku byłam lekko zdezorientowana, gubiłam się troszkę w ekwilibrystyce słownej autora, ale w miarę postępów lektury przyzwyczajałam się do niego, stawał się czymś naturalnym. Trzeba się jednak przygotować na spotkanie z takimi oto konstrukcjami: „Ale na razie słuchałem tylko, jak J odczytywał krajobraz, brnąc przez dialektyczną kombinację przeciwieństw. Rozwiązywał antynomie geologicznych fałd leśnych. Dzikich pochyłości pokrojonych strumieniami. Ciemnych i jasnych zboczy” (s. 80). Kto podejmuje wyzwanie?:)

Metafizyczna, mistyczna, ezoteryczna – taka jest ta książka. Trudna i wymagająca, bo inna od tego, z czym obcuję na co dzień. Jeśli macie ochotę uciec na chwilę od tego, co racjonalne, przewidywalne i namacalne w świat zjawisk nadprzyrodzonych, który rządzi się swoimi prawami, zapraszam do lektury. Henryk Waniek wyczarował takie miejsce.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja uwielbiam tego typu książki - tajemnicze, niedopowiedziane :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedopisanie: Coelho mi nie grozi:)
    Pisany inaczej: proponuję więc sprawić sobie ją w prezencie przy najbliższej okazji:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie pomylę, bo omijam z daleka półki z Coelho ( na nerwy mi działa ten pisarz). Natomiast ta pozycja wydaje sie intrygująca, tym bardziej, że fascynują mnie góry. Język rzeczywiście poetycki, chętnie przekonam się sama czy dla mnie okaże się zaletą czy wadą tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Aneta: może założymy fanklub tych, którzy Coelho omijają z daleka?:) Myślę, że Niedopisanie, wbrew pseudonimowi, też się zapisze:)

    OdpowiedzUsuń