Zostałam wywołana do odpowiedzi przez autorkę bloga „God save the book” (jednego z moich ulubionych!), więc postaram się sprostać wyzwaniu i napisać kilka słów o sobie. Zadanie to wielce kłopotliwe, niczym rozwiązywanie skomplikowanego równania z matematyki przy tablicy, ale obietnica się rzekła:). Z góry uprzedzam: nie będą to żadne intymne, pikantne szczegóły z życia osobistego:). Jak zwykle w takiej sytuacji mam problemy z oddzieleniem ważnego od nieistotnego, ciekawego od banalnego, znanego od nowego. Wątpliwości mogłabym mnożyć w nieskończoność, więc lepiej przejdę już do rzeczy:):
Książki. Obecne są w moim życiu od „zawsze”, najpierw za sprawą mamy, która wprowadziła je do mojego świata, a później za sprawą własnych wyborów. Pierwsza ulubiona bajka, której mogłam słuchać w nieskończoność, traktowała o gęsi, która się „szarogęsiła”. Z lat późniejszych zapadły mi w pamięć zwłaszcza powiastki Alfreda Hitchcocka o przygodach Trzech Detektywów – jakżeż one rozpalały moją wyobraźnię! No i oczywiście Pan Samochodzik:). Długo by pisać o tym, co daje mi czytanie. Teraz to już (pozytywny) nawyk, nieodłączna część rozkładu dnia. Druga w kolejności jest muzyka, która też porusza we mnie jakieś ukryte struny – ostatnio najczęściej rock i world music, cokolwiek te etykiety znaczą. Coraz częściej przyznaję uczciwie przed sobą za to, że film… bez filmów mogłabym żyć. Nie oznacza to, że ani trochę, w ogóle, wcale, ale jednak...
W górach jest wszystko, co kocham. Czas na refleksję, piękno, które wymaga wysiłku. Kiedy chodzę po górach, czuję, jak moje myśli odzyskują swój rytm, układają się, a problemy „same się rozwiązują”. Najbliższy cel: rumuńskie Karpaty:)
Psy. Kocham, kocham, kocham!:) Nie wykluczam, że kiedyś skończę jak Violetta Villas, bo najchętniej przygarnęłabym wszystkie:). Na razie musi mi wystarczyć jeden – oto Moya:
Podróże. Widzę w tym cel i sens życia, bo pozwalają poznać nie tylko „inne”, ale także siebie, swoje możliwości i ograniczenia. Otwierają umysł.
Kawa – nie znoszę i nie piję, nic a nic! A już kawa z fusami… brrr.
Słodycze. Mój nałóg. Wiecznie staram się go kontrolować i wiecznie przegrywam. Jeśli myślicie, że jesteście „mocni”, bo potraficie zjeść naraz całą tabliczkę czekolady, powiem tak: na mnie nie robi to żadnego wrażenia:)
Przyroda. Lubię, poznaję, szanuję.
Pracuję w szkole, jak liczna, mam wrażenie, rzesza blogerów książkowych. Już za chwilę zaczynamy wakacje!!!:)
Nigdy w życiu nie pofarbowałam jeszcze włosów!:)
Za Chiny nie potrafię przekonać się do biegania, choć to najprostszy i najtańszy sport. W efekcie uprawiam go raczej interwencyjnie, od czasu do czasu.
Taniec. Jest we mnie, choć nigdy go nie uprawiałam profesjonalnie. Najchętniej tańczę sama, pod nieobecność domowników.
Języki obce. Jak można uczyć się angielskiego 20 lat i nadal go nie umieć?:)
Myślę, że limit cierpliwości czytelników wyczerpałam. A do zabawy zapraszam Anię z bloga „Damskim okiem na polską kulturę, książkę i prasę”. Aniu, przyłączysz się?:)
Bardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPiesia przepiękna :)
Rumuńskie Karpaty - moje marzenie!
Łączy nas niewątpliwie niechęć do biegania i praca w szkole - teraz wakacje :)
Serdeczności :)
Bardzo chętnie się przyłącze!
OdpowiedzUsuńA co rumuńskich Karpat - zazdroszczę, byłam tam 2 razy, ale tylko przejazdem, nigdy nie udało mi się po nich pochodzić. Bardzo dobry wybór na wakacje. Rumunia jest przepiękna, gościnna i wbrew powszechnemu przekonaniu- bardzo bezpieczna oraz...wcale nie taka tania ( dane sprzed 2 miesięcy - żywność droższa niż w Polsce).Pozdrawiam Ania
Mamy wiele wspólnego - podróże, kawy nie pije, słodycze uwielbiam, zwierzęta uwielbiam wszystkie - no może prócz pająków, węży i szczurów! :)
OdpowiedzUsuńMiło Cię poznać :)
Pozdrawiam!
The_book: przepraszam za opóźnienie, obiecywałam zamieścić posta troszkę wcześniej, ale nie dałam rady z powodu Ethno Portu:) Pies dziękuje za komplement, a ja pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAnia: bardzo mi miło! Cieszę się, że piszesz takie dobre rzeczy o Rumunii, bo co niektórzy straszą mnie największą w Europie populacją niedźwiedzi i hordami zdziczałych psów:) Ja też do tej pory tylko przez nią przejeżdżałam, teraz nadszedł czas zatrzymać się na dłużej. Wyjeżdżam na dwa tygodnie w połowie lipca, może pokuszę się po powrocie o jakąś fotorelację?:)
Kass: nawet jak nie uwielbiasz, to na pewno szanujesz:) Miło spotkać wśród blogerek pokrewną duszę:) Pozdrawiam!