niedziela, 26 czerwca 2011

Musiała odejść?


J. Sasson, N. Bin Laden, O. Bin Laden „Musiałam odejść”
Wydawnictwo Znak Literanova
Kraków 2011







Nadżwa Ganem – „artystka bez farb i palety, rowerzystka bez roweru, tenisistka bez rakiety tenisowej, piłki i kortu”. Osama Bin Laden – „delikatny, ale nie słaby; poważny, ale przystępny; dumny, ale nie arogancki”. Połączeni węzłem małżeńskim w 1974 roku (ona miała lat piętnaście, on siedemnaście), który podzielił ich, a zwłaszcza jej życie, na „przed” i „po”. Wokół książki „Musiałam odejść” krążyłam od kilku tygodni, odraczając lekturę z powodu chłodnej recenzji, która ukazała się w pewnym opiniotwórczym magazynie. Teraz, z perspektywy ostatniej strony, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że wyprawa w głąb świata muzułmańskiej rodziny o najgorętszym nazwisku świata była przeżyciem tyleż przerażającym, co pouczającym. Czytajmy „Musiałam odejść” – ku pamięci i ku przestrodze!

Wspomnienia pierwszej żony i czwartego syna Osamy Bin Ladena, obszerne i szczegółowe zarazem, prowadzą czytelników drogą od niewinnych początków do tragicznego finału. To przede wszystkim ich historia zasługuje tutaj na szacunek i uwagę, chociaż istnieje pokusa zredukowania treści tej publikacji do sensacyjnego, zwłaszcza z perspektywy niedawnych wydarzeń, wątku działalności najsłynniejszego terrorysty globu. Tymczasem opowieść Nadżwy i Omara pozwala zajrzeć nam pod powłokę rzeczywistości kulturowo obcej, poznać porządek społeczny, zwyczaje i sytuację polityczną krajów takich jak Syria, Arabia Saudyjska, Pakistan, Sudan czy Afganistan. Trudno podejść mi do tych spraw bez emocji, ja w każdym razie czuję się po lekturze tej książki jeszcze mocniej i bardziej dzieckiem „Zachodu”. Nie chcę uciekać tutaj w niebezpieczne dywagacje i wartościowanie, bowiem kwestie różnic wszelakich, zwłaszcza na poziomie kulturowym, są zawsze bardziej skomplikowane niż chcielibyśmy przypuszczać, ale oddycham z ulgą na myśl, że żyję, jako kobieta, w europejskim państwie.

Nadżwa Ganem, pierwsza żona Osamy Bin Ladena, urodziła się i wychowała w Syrii, w konserwatywnej, choć nieortodoksyjnej, rodzinie muzułmańskiej. Dorastała w świecie klarownego i niepodważalnego podziału ról płciowych. Kobiety, strażniczki ogniska domowego, koncentrowały się na działalności w sferze prywatnej – gotowały i sprzątały, jeśli były lepiej sytuowane – nadzorowały służące, wychowywały dzieci. Mężczyznom zaś, tradycyjnie, przeznaczona była przestrzeń publiczna. Chociaż dziewczynkom już od wczesnych lat życia stawiano wysokie wymagania, bowiem ich niestosowne zachowanie mogło splamić honor całej rodziny, Nadżwa wspomina swoje dzieciństwo jako niezwykle szczęśliwe. Spędziła je na chodzeniu do szkoły, realizowaniu swoich pasji – jazdy na rowerze, grze w tenisa czy malowaniu oraz na zabawach z rodzeństwem i kuzynami. Wśród nich pojawiał się regularnie poważny, skryty i dojrzały jak na swój wiek Osama – syn siostry ojca. Pomiędzy młodymi zaiskrzyło, jednak przed ślubem nie mieli wielu okazji, aby poznać się bliżej – zbytnia poufałość między narzeczonymi nie jest w kulturze islamu dobrze widziana. Małżeństwo oznaczało dla piętnastoletniej Nadżwy całkowitą zmianę dotychczasowego stylu życia, a nawet miejsca zamieszkania, bowiem Osama był obywatelem Arabii Saudyjskiej. Przestraszona, ale i szczęśliwa, podążyła za swoim mężem. Nie mogła wiedzieć przecież, co przyniesie jej przyszłość… Zresztą – czy kiedykolwiek zwątpiła w swój związek?

Osama, mimo swoich siedemnastu (zaledwie) lat, był człowiekiem o dojrzałej i stabilnej osobowości. Wiele jej „składników” nie zmieniło się aż do końca. Jak wspominają jego najbliżsi, zawsze „traktował islam o wiele poważniej niż większość muzułmanów” (s. 70). Konserwatywne i ortodoksyjne przekonania religijne organizowały życie nie tylko jemu, ale także członkom jego rodziny, z czasem przybierając kuriozalne rozmiary. Nadżwa, młoda małżonka, dostosowała się do zasady hidżabu, czyli skromnego prowadzenia się, nosząc na co dzień strój zakrywający całe ciało, włosy i twarz (dobitny przykład na eksternalizację męskiego pożądania!) oraz zasady purdah – funkcjonowania w odosobnieniu. Wydaje się jednak, że naczelną regułą panującą w domu Bin Ladenów było posłuszeństwo wobec „głowy rodziny” – „mąż nie tolerował sprzeciwu ze strony kobiety” (s. 42). Dokąd całkowite podporządkowanie się zaprowadziło główną bohaterkę, możemy przekonać się z lektury dalszych stron książki. Dość wspomnieć, że urodziła jedenaścioro dzieci, godziła się na stopniowe pogarszanie się warunków bytowych, liczne przeprowadzki (w tym w masyw górski Tora Bora, gdzie, będąc w kolejnej ciąży i wychowując malutkie jeszcze potomstwo, żyła w prowizorycznej „chacie”, bez elektryczności i bieżącej wody), kolejne małżeństwa swojego męża (ich celem było oczywiście zwiększenie liczby wyznawców islamu na świecie) czy nocne wyprawy na pustynię, podczas których spała w wykopanym w piasku dole, trenując umiejętność przetrwania w ekstremalnych warunkach. Nadżwa wytrwała przy mężu aż do pierwszych dni września 2001 roku, kiedy to opuściła bazę wojskową w Afganistanie (za jego zgodą!) z trójką dzieci. Los pozostałych nie jest znany.

Nadżwa Ganem nie jest jedyną autorką opowieści o życiu w cieniu Bin Ladena. Nie jest nawet, wbrew tytułowi książki, który właśnie na nią kieruje uwagę, narratorem głównym. „Musiałam odejść” to przede wszystkim wspomnienia czwartego syna swojego nieobecnego, niedostępnego emocjonalnie i surowego ojca, które przeradzają się w litanię rozczarowań i frustracji. Jak się możemy domyślać, Osama nie był szczególnie czułym i dostępnym rodzicem, nawet jeśli weźmiemy poprawkę na różnicę wzorców kulturowych. W arsenale jego „środków wychowawczych” znajdowały się tak „oryginalne” metody jak bicie za odsłanianie zbyt wielu zębów w uśmiechu czy długie wyprawy na pustynię bez kropli wody. Wiem, że w swoim mniemaniu czynił tak dla ich dobra, ale uczył ich przetrwania w przypadku zagrożenia, które sam swoją postawą polityczną stwarzał. Już w Afganistanie z kolei zasugerował swoim synom wpisanie się na listę bojowników-samobójców, gotowych umrzeć za wiarę i (nie)swoje ideały. Omar, narrator opowieści, sprzeciwił się woli ojca i wyjechał z Kandaharu w 2001 roku. A nominowany był na jego następcę…

Nikt nie rodzi się terrorystą. W jaki sposób zatem człowiek staje się nim? Książka „Musiałam odejść” pozwala prześledzić proces dojrzewania Osamy Bin Ladena do roli, w jakiej wystąpił przed całym światem. To jej ogromny atut! Mam poczucie, że zrozumiałam wiele (także w kwestii kontekstu społecznego i politycznego), chociaż trudno tu o proste i jednoznaczne rozstrzygnięcia, przynajmniej jeśli chodzi o te czynniki rozwoju, które znajdują się poza kontrolą jednostki (kraj pochodzenia i jego „klimat” czy śmierć rodzica). Bardzo wyraźnym punktem przełomowym w biografii Saudyjczyka był rok 1979 – inwazja Związku Radzieckiego na Afganistan. Zaangażował się on bardzo czynnie we wspieranie ruchu oporu bratniego narodu, dając się poznać jako hojny finansista, zdolny strateg i odważny żołnierz. W tym okresie nawiązał także szereg znajomości, które nieraz ratowały go z późniejszych opresji. Myślę, że to właśnie wtedy narodził się Osama-bojownik. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że konflikt radziecko-afgański uczynił z niego bohatera i zapewnił mu dozgonną wierność mudżahedinów, on jeden bowiem nie pozostawił ich na pastwę losu po zakończeniu wojny (w przeciwieństwie do krajów macierzystych). W Afganistanie także, co zakrawa na potężną ironię losu, Bin Laden i Ameryka stali po jednej stronie barykady (zimna wojna!). Co więcej, przyszły wróg publiczny numer jeden korzystał ze szkoleń, sprzętu i baz wojskowych sojuszników! Dobrze (lub chociaż neutralnie) zapowiadająca się przyjaźń legła na dobre w gruzach w 1990 roku. Wtedy to władze Arabii Saudyjskiej, zagrożone ekspansją Iraku, zezwoliły na powstanie międzynarodowej koalicji pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych, odrzucając tym samym propozycję obrony kraju, złożoną przez Osamę Bin Ladena. Ta zniewaga pozostała w nim przez całe życie…

Książka „Musiałam odejść” to udane studium obsesji i cierpienia – obsesji jednego człowieka i, w konsekwencji, cierpienia jego najbliższych.

4 komentarze:

  1. Jakiś czas temu mówiłem że nie przeczytam tej książki, ale Twoja recenzja sprawiła że zmieniam zdanie. Dlaczego? Lubię książki problematyczne, psychologiczne :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodaje do listy. Książka zapowiada się bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od jakiegoś czasu poluję na tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisanyinaczej: Ja też na początku byłam "anty", ale teraz stwierdzam, że to naprawdę wartościowa lektura. Nie wiem tylko, czy rzeczywiście jest książką psychologiczną, czy to tylko ja, z racji wykształcenia, wszędzie widzę psychologię;)

    drKohoutek: mam nadzieję, że się nie zawiedziesz...

    Domi: życzę powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń