K. Malanowska „Imigracje”
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Warszawa 2011
„Imigracje” to pierwsza książka Kai Malanowskiej, z którą miałam do czynienia. Słyszałam oczywiście o „Drobnych szaleństwach dnia codziennego”, bo to głośna swego czasu powieść była, ale do tej pory (cudem) nie wpadła w moje ręce:) Pewne wyobrażenie o samej pisarce i jej twórczości ukształtowała we mnie lektura wywiadu w Wysokich Obcasach, o mocnym tytule „Emocje są tabu”[1]. Wspominam o tym wszystkim dlatego, że jako czytelnik, rozpoczynający swoją przygodę z autorką od tej mniej znanej publikacji, zwłaszcza że zaliczyła ona mocny i szeroko komentowany debiut, czułam się troszkę dziwnie. W głowie kołatały się strzępki zdań, opinii i komentarzy, które budowały pewne oczekiwania wobec nowej książki, a przecież ma prawo być ona zupełnie inna od poprzedniczki. Brak porównania = brak kontekstu. Ale też: brak porównania = czytanie „bez uprzedzeń”.
Autorka wykorzystuje na dwa sposoby potencjał interpretacyjny, zawarty w tytułowym słowie-kluczu. Imigracja to, według Słownika wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych W. Kopalińskiego, „napływ ludności obcej, osiedlającej się na stałe w jakimś kraju; ogół imigrantów, przybyszów cudzoziemskich osiadłych na stałe”. Bardziej szczegółowa analiza pozwala wyodrębnić w nim dwie cząstki: im- (z łac. w czym, do, ku) – przedrostek, odpowiednik polskiego w-, przy- (M. Tytuła, M. Łosiak „Polski bez błędów. Poradnik językowy dla każdego”) oraz migratio – z łac. (wy)wędrowanie od migrare: (wy)wędrować; przesiedlać się (znów Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych W. Kopalińskiego:)). W wolnym tłumaczeniu, na użytek tego wpisu: podróż (ruch) w głąb siebie. Bohaterowie opowiedzianych przez Malanowską historii spotykają się z Innym, na przykład pod postacią azjatyckiej drag queen („Butterfly”), bądź sami występują w roli Innego. Tę drugą sytuację egzystencjalną świetnie odzwierciedlają opowiadania „Emily” oraz „Post factum”, które dzieją się w Stanach Zjednoczonych. Choć wydaje się to obszar kulturowy bliski naszemu sposobowi pojmowania świata, bohaterki mają kłopot, aby odnaleźć się w nim. Jest taki humorystyczno-gorzki fragment w autobiograficznym tekście „Emily”: Malanowska wpada wściekła do budynku laboratorium, w którym pracuje, narzekając z polską swadą, że zepsuł jej się samochód i nie stać jej na mechanika. Podczas lunchu szefowa wręcza jej zwitek banknotów, z przeznaczeniem na naprawę pojazdu. Pisarka komentuje: „Jak mogłabym zostać w kraju, w którym zamiast oczekiwanego współczucia otrzymywałam realne wsparcie?” (s. 133). Tom „Imigracje” został podzielony na dwie części: „Historie, które się wydarzyły” oraz „Historie, które wydarzyć się mogły”. Mam wątpliwości, czy istnieje sztywna granica podziału między nimi, bowiem wszystkie opowiadania mają tak osobisty charakter, jakby pisarka dzieliła się z czytelnikami sporą częścią swojego życiowego doświadczenia.
Jest w tym tomie kilka opowiadań naprawdę bardzo dobrych, wyróżniających się – dojrzałych, wnikliwych, subtelnych. Zaliczyłabym do nich „Poza słowami”, „Emily”, „Wakacje z Marytą” oraz „Post factum”. Proza Kai Malanowskiej nie zachwyca kunsztownym językiem czy misternie tkaną fabułą – jej siła tkwi w udanej i wiarygodnej psychologizacji relacji intra- i interpersonalnych. Jej pisarstwo jest zawsze bardzo intymne – nawet jeśli dotyka ono kwestii kontaktu człowieka z (inną) kulturą, to zawsze z perspektywy wnętrza postaci – jej procesów myślowych czy emocji. Bohaterki „Imigracji” mogłyby powiedzieć o sobie: „jestem anonimową neurotyczką”. Pełno w nich niezidentyfikowanego lęku, koncentracji na swoich stanach psychicznych, nieracjonalnych impulsów, poczucia samotności i niedostosowania. Prawdziwe mistrzostwo autorka osiąga jednak w opisie skomplikowanych związków międzyludzkich. Ojciec i córka podróżujący po Stambule. Polska emigrantka w USA, współpracująca z despotyczną i fascynującą jednocześnie przełożoną. Ciotka Maryta – ekscentryczna żona czwartego męża, prowadząca z nim wyniszczającą grę. I wreszcie Joanna i Adam, para Polaków żyjąca za oceanem – on dźwiga na sobie ciężar odpowiedzialności za podjęcie decyzji o wyjeździe z kraju, ona – zamknięta w pułapce obcej kultury, w której nie potrafi poczuć się dobrze. Malanowska z wielką pieczołowitością i wrażliwością analizuje relacje osób sobie najbliższych, w które wkrada się poczucie niezrozumienia, obcości. Zawsze są one naznaczone pewną skazą, często wynikającą z nieumiejętności komunikowania się. Na przeszkodzie stają też bohaterom własne demony: nierozwiązane konflikty wewnętrzne, nieprzepracowane skrypty. Mam wrażenie, jakby autorka, poprzez swoje literackie alter ego (pod różnymi postaciami), konfrontowała swoją nadwrażliwość z cudzą odmiennością, podnosząc się w ten specyficzny sposób na duchu, stawiając się „do pionu”: „A przecież wszystko, począwszy od koloru jej skóry, a kończąc na sposobie ubierania, wskazuje na to, że to ona, nie ja, powinna być tu bardziej zagubiona” (s. 87).
Polecam prozę Kai Malanowskiej wszystkim, którzy nie boją się zagłębić w trudny i rozedrgany świat przeżyć głównych bohaterów. Czytelnicy, którzy się na to zdecydują, otrzymają w zamian sporą dawkę wnikliwych obserwacji i trafnych interpretacji. Lojalnie ostrzegam: może to doprowadzić do pojawienia się ważnych, choć nie zawsze łatwych i przyjemnych autorefleksji:)
[1] http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,8583759,Emocje_sa_tabu.html
Myślę że książka może zaspokoić moje gusta czytelnicze ze względu na poruszaną tam tematykę.
OdpowiedzUsuńZ miłą chęcią przeczytałam twoje przemyślenia. Ogromnie wnikliwe i emocjonalne.
OdpowiedzUsuńPo tą książkę zapewne sięgnę, pomimo niedopracowań.
Uwielbiam czytać o relacjach międzyludzkich, to dla mnie tak trochę zamienna forma reality show, których nie oglądam z powodu braku odbiornika telewizyjnego:)
Z miłą chęcią będę do Ciebie zaglądała z powodu lektur po które sięgasz i to w jaki sposób je interpretujesz:)
Pozdrawiam i czekam na kolejne recenzje :)
Pisanyinaczej: myślę, że książka idealnie wpasuje się w Twoje psychologiczne zainteresowania:)
OdpowiedzUsuńBiedronko: bardzo Ci dziękuję za te miłe słowa, dla ciebie będę się starała pisać jak najlepiej:) Jest w tej książce rzeczywiście jakiś ekshibicjonizm, ale gatunkowo lepszy niż ten w reality show:) Pozdrawiam serdecznie!