wtorek, 23 sierpnia 2011

Przewodniki dwa

Za sprawą warszawskiego Wydawnictwa Nowy Świat ukazały się w tym roku na polskim rynku dwa nietypowe przewodniki – po Turcji i Nowym Jorku. Dlaczego zaliczam je do propozycji niestandardowych? Ponieważ bardzo silnie naznaczone są osobowością i biografią ich twórców. Żaden z nich nie pretenduje do miana obiektywnego opisu rzeczywistości, wręcz przeciwnie – próbują raczej odzwierciedlić taki stan rzeczy, jakim zapamiętały i odczuły go autorki (i jeden autor). Nie znajdziemy tu strumienia „twardych faktów” – rozbudowanej analizy historycznej czy architektonicznej. Jeśli mowa w nich o muzeach, pomnikach, ulicach czy parkach, to raczej z perspektywy tego, jakie znaczenie społeczne mają one dla współczesnych mieszkańców i turystów. Każdemu z przewodników nadano inną formułę, dlatego warto przyjrzeć się im z osobna. Łączy je jednak to, że stanowią świetne uzupełnienie informacji z tradycyjnych publikacji tego typu. Być może trudno byłoby zaplanować podróż wyłącznie w oparciu o zawarte w nich wskazówki, ale jednocześnie są one tak cenne i pożyteczne, że warto wziąć je pod uwagę. 

„Co za szczęście móc powiedzieć: jestem Turkiem”[1]

A. Bromberek, A. Wielgołaska „Turcja. Półprzewodnik obyczajowy”
Wydawnictwo Nowy Świat
Warszawa 2011

Półprzewodnik obyczajowy po Turcji, autorstwa Agaty Bromberek i Agaty Wielgołaskiej, to książka barwna, różnorodna i pełna sprzeczności – tak jak kraj, którego dotyczy. Trudno jednoznacznie określić gatunek, jaki reprezentuje – nie jest to typ przewodnika, jakie znamy, choć oprowadza nas po Turcji, ani reportaż, choć bez wątpienia zawiera relację z miejsca, które autorki bezpośrednio poznały (i pokochały). Najprościej można powiedzieć, że to solidna porcja „Turcji w pigułce”, swoista „instrukcja obsługi”. Co ciekawe, nie znajdziemy tu opisów zabytków, map, podpowiedzi, co należy zwiedzić. Autorki próbują za to wyodrębnić esencję tureckiej mentalności, zrozumieć „turecką duszę”, przedstawić sposób życia, styl pracy i codzienne funkcjonowanie współczesnych mieszkańców tego rozległego i niejednorodnego kraju. Obydwie Agaty związały się z Turcją zawodowo i przez kilka lat tam mieszkały (lub mieszkają do dziś). Ich doświadczenia i wnioski są oczywiście „skażone” perspektywą „przybysza”, ale takie zdystansowanie ma niezaprzeczalne zalety – pozwala wyraźniej dostrzec różnice kulturowe. Ten rodzaj wiedzy – o tym, co łączy i o tym, co dzieli, przyda się zarówno „turystom wakacyjnym”, którzy spędzą dwa tygodnie w Stambule czy Alanyi, jak również tym, którzy planują zostać w Turcji na dłużej, na przykład ze względów zawodowych. Jakie konkretnie informacje zawiera ten półprzewodnik obyczajowy? Swoją przygodę z „tureckością” rozpoczynamy od poznania… autorek. Uważam, że to dobry zabieg, bowiem możemy dzięki temu ocenić, czy są one dla nas, jako „turkolożki”, wiarygodne. Główna część publikacji oscyluje, z jednej strony, wokół kwestii pragmatycznych, takich jak: ruch drogowy, wynajem mieszkania, targowanie się, podróżowanie, załatwianie formalności w urzędach czy komunikowanie się, z drugiej strony zaś wokół zagadnień trudnych, niejednoznacznych i kontrowersyjnych, a przez to często podlegających stereotypizacji: islam, polityka, wojsko, relacje między płciami. Wszystko to okraszone jest refleksjami na temat codziennego życia Turków i Turczynek: tego jak jedzą, mówią, pracują, ubierają się, mieszkają, bawią się, a nawet dbają o higienę. Chociaż rozdziały książki są stosunkowo krótkie, autorkom udało się zasygnalizować najważniejsze problemy, trendy, wątpliwości. W sprawach dyskusyjnych, takich jak religia, przemoc wobec kobiet, konformizm czy konserwatyzm obyczajowy, nie starały się udzielać jednoznacznych odpowiedzi, bo to zadanie dość karkołomne, a raczej pokazywać wielowymiarowość zjawiska. Zainteresowany pogłębieniem tematu czytelnik z pewnością sięgnie po dodatkowe lektury. Chciałoby się mieć na półce w domu takie „instrukcje obsługi” innych narodowości i sięgać po nie w razie potrzeby. Żeby uświadomić sobie jednak, jak trudno je napisać, wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie: jak wyglądałby mój półprzewodnik obyczajowy po Polsce?

Jeśli by uznać, że kryterium sukcesu publikacji, pretendującej do miana (pół)przewodnika, jest zróżnicowany, zniuansowany i niejednoznaczny obraz kraju, pozostający po lekturze w głowie czytelnika, to śmiało można powiedzieć, że Agata Bromberek i Agata Wielgołaska  osiągnęły sukces. Polecam ich wspólne „dziecko” wszystkim podróżnikom, którzy chcą „wczuć się” w atmosferę Turcji, unikając jednocześnie zawiłych, naukowych analiz.

P.S. Lektura tej książki sprawiła, że trochę inaczej – pełniej, z większym zrozumieniem – myślę teraz o książkach Orhana Pamuka czy Elif Safak, które w niedalekiej przeszłości czytałam. Choćby dlatego warto było!

„In New York, concrete jungle where dreams are made of…”[2]

A. Radziejowska, M. Rygielski „Nowy Jork. 101 miejsc, które musisz zobaczyć”
Wydawnictwo Nowy Świat
Warszawa 2011
 
Nowy Jork – miasto-symbol, miasto-legenda, miasto-dżungla. Najludniejsza metropolia Stanów Zjednoczonych, która nigdy nie śpi. Muzea, kawiarnie, kluby muzyczne, parki. Chinatown i SoHo. Ogrom atrakcji, które przyprawiają o zawrót głowy, zwłaszcza debiutującego w USA turystę. Publikacja autorstwa Anety Radziejowskiej i Marka Rygielskiego wskazuje 101 miejsc, które trzeba, zdaniem autorów, zobaczyć w Nowym Jorku. Zabierają nas oni w podróż śladami, które sami tu wydeptywali. Jest to bowiem przewodnik bardzo subiektywny, prywatny, niemal intymny. Zamiast historycznych i geograficznych opisów, królują tu ciekawostki, anegdoty, filmowe skojarzenia, a nade wszystko praktyczne wskazówki. Gdzie można kupić tańsze o połowę bilety na musical na Broadway’u? Kiedy będzie remontowana korona Statui Wolności? Ile kosztuje bilet wstępu do Metropolitan Museum of Art? Jak tam dojechać? – na te i wiele innych pytań znajdzie czytelnik odpowiedzi w tej książce. Każdy ze 101 mini-rozdziałów zbudowany jest według podobnego schematu: czarno-białe zdjęcie – notatka – informacje o adresie, stronie internetowej, cenie, godzinach otwarcia, dojeździe. Na końcu – alfabetyczny spis miejsc (bardzo przydatny!), mapy i kilkanaście kolorowych fotografii. Taka forma, w połączeniu z potoczną,  bezpośrednią i osobistą narracją sprawiła, że czyta się ten przewodnik lekko i przyjemnie, niczym wciągającą lekturę. Autorzy nie ulegli pokusie tworzenia hierarchii atrakcyjności czy też ważności miejsc, o których piszą. Na równych prawach sąsiadują tu pomniki, parki, muzea, ulice, kościoły, mosty, domy towarowe, restauracje, księgarnie, bary szybkiej obsługi. Czemu bowiem obecność sklepów Ricky’s, w których można kupić tęczowe peruki, sztuczne rzęsy, przebrania i kosmetyki „halloweenowe” czy butiku Doggystyle z ubrankami, biżuterią i zabawkami dla psów miałaby w mniejszym stopniu definiować charakter tego miasta niż nobliwe zabytki – zdają się pytać? Radziejowska i Rygielski pomyśleli nawet o łowcach autografów, podpowiadając, gdzie najczęściej można spotkać celebrytów. I szkoda tylko, że w żadnej mierze nie mamy okazji poznać autorów, dowiedzieć się, co ich z Nowym Jorkiem połączyło, dało im podstawy do tego, żeby oprowadzać czytelników po „Wielkim Jabłku”. Tej informacji zdecydowanie zabrakło na okładce. Polecam!

[1] Fragment „Naszej przysięgi”, recytowanej przez uczniów każdego dnia przed rozpoczęciem zajęć (s. 67).
[2] Jay-Z feat. Alicia Keys „Empire State of Mind (New York)”.

6 komentarzy:

  1. o ile przewodnikiem po Turcji byłam naprawdę zachwycona, o tyle przewodnik po NY uważam za mdły i oklepany. Ceny i dojazd mogę sobie w internecie sprawdzić, pozostałe informacje też bardzo łatwo można znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwróciłam właśnie uwagę, że przewodnik po Nowym Jorku zbiera zróżnicowane recenzje wśród bloggerów, ale ja akurat należę do tej grupy, która twierdzi, że jest całkiem ok:) Nigdy szczególnie nie interesowałam się tym miastem, nie zdobywałam informacji na jego temat, więc gdyby okazało się, że mam okazję tam pojechać, nie wiedziałabym, jak się zabrać do planowania zwiedzania. I dla takich jak ja to jest dobry wynalazek, bo kreśli jakieś spektrum wyboru. Poza tym czytało mi się go jak wciągającą lekturę. Nie przeceniam go, ale myślę, że może stanowić dobry wstęp do tematu, a ja, jako szperacz, i tak szukałabym czegoś ponadto:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się półprzewodnik po Turcji bardzo podobał, jak znajdę chwilę to też coś na jego temat naskrobię na blogu. Powiem nawet, że jest moim subiektywnym zdaniem lepszy niż taka chwalona książka Szabłowskiego - Zabójca z Miasta Moreli. Może nie w warstwie literackiej, ale na pewno pokazuje Turcję prawdziwszą. A poza tym ja uwielbiam Stambuł, mieszka tam od jakiegoś czasu moja bliska koleżanka, która nawet zna osobiście jedną z Agat - autorek przewodnika.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki ten świat mały - jeśli autorkę zna twoja bliska koleżanka, to prawie tak, jakbyś ty ją znała;) Ja byłam w Stambule tylko dwa dni, na wycieczce fakultatywnej, ale zaczarowało mnie to miasto, na tyle na ile mogło w tak krótkim czasie. Myślę, że Półprzewodnik i książka Szabłowskiego to dwie zupełnie różne bajki, więc raczej bym ich nie porównywała. Obie lubię, każdą na swój sposób. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy nurt. Może do czasu gdy będę gdzieś jechał ukaże się i półprzewodnik po tym miejscu. Byłoby interesująco zwiedzić jakiś rejon tak subiektywnie. Albo lepiej - samemu coś takiego naskrobać :) Tak niezobowiązująco, bo przecież to nie przewodnik, ani reportaż...

    OdpowiedzUsuń
  6. No to, gentlemanie, do dzieła!:) Jaki kraj pójdzie na pierwszy ogień?:)

    OdpowiedzUsuń