wtorek, 14 czerwca 2011

Drwiący uśmiech Pol Pota


P. F. Idling „Uśmiech Pol Pota”
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2010








Są takie sytuacje, wobec których język wydaje się być bezradny, a jednak znajdują się ludzie, którzy potrafią go właściwie użyć. Śmierć, cierpienie, prześladowania, tortury, wojna potrzebują dobrego tłumacza – cierpliwego, wrażliwego i dociekliwego. Przedstawiam dzisiaj jednego z nich – Petera F. Idlinga, autora książki pt. „Uśmiech Pol Pota”.

Jak opowiedzieć godnie o tragedii ludobójstwa, która pochłonęła niemal trzy miliony istnień ludzkich? Jak wiarygodnie objaśnić fakt, że aparat państwa zwraca się przeciwko swoim obywatelom w tak brutalny sposób? Jak spójnie przedstawić wizerunek oprawców – bezwzględnych, okrutnych, a jednocześnie inteligentnych, wykształconych (często na Zachodzie), czasem nawet sympatycznych w bezpośrednim kontakcie? I wreszcie: jak wytłumaczyć milczenie/bezsilność/niewiedzę/ciche przyzwolenie świata na zbrodnicze praktyki? Przed takimi dylematami stanął zapewne szwedzki reporter, który postanowił zgłębić problem reżimu Czerwonych Khmerów w Kambodży. Czy wyszedł z tej próby zwycięsko?

Zacznijmy od formy, bowiem mówi ona wiele na temat stosunku autora do tematu. Idling zdecydował się na wybór poetyki fragmentów. Na spotkaniu z czytelnikami w poznańskiej księgarni Bookarest mówił, że taka konwencja sprzyjała radzeniu sobie z ogromem materiałów, które przestudiował, ale także z emocjami, których nie sposób było uniknąć. Warto dodać, że szwedzki reporter, z wykształcenia prawnik, mieszkał przez kilka lat w Kambodży, doradzając tamtejszej organizacji humanitarnej. Wiedza, którą zdobył, znalazła więc poparcie w praktycznej znajomości kontekstu kulturowego, o którym pisze. Fragmentów w książce Idlinga jest 262, przy czym część z nich stanowią polityczne hasła Czerwonych Khmerów. Układają się one w swoisty kodeks „Nowego Człowieka”. Jeśli niezgoda na System, jak pisał Herbert w wierszu „Potęga smaku”, może wynikać z pobudek estetycznych, to głęboko wierzę, że można odrzucić go także z przyczyn językowych. „Żyjmy jak jedna wielka nowa rodzina, podporządkowując się potrzebom kolektywu”, „Wyrzecz się całego swego mienia i odżegnaj się od ojca, matki, całej twojej rodziny”, „Kolektyw decyduje, jednostka ponosi odpowiedzialność” – to tylko próbka odrażającej nowomowy, która za cel miała kreowanie nowej rzeczywistości. 262 kawałki, na które została rozbita narracja w „Uśmiechu Pol Pota”, tworzą pewien porządek, w ramach którego można wyodrębnić kilka ogólnych kategorii, obszarów tematycznych poruszanych przez autora. Znajdziemy więc tutaj migawki z życia Pol Pota, obraz funkcjonowania kambodżańskich studentów podczas pobytu na stypendium w Paryżu, charakterystykę sytuacji międzynarodowej w latach 60-tych i 70-tych XX wieku czy relację z pobytu szwedzkiej delegacji w Demokratycznej Kampuczy – ale o tym za chwilę.

Cel: komunizm, równość i sprawiedliwość. Metoda: walka klas, rewolucja. Wróg: imperializm. Kiedy Czerwoni Khmerzy doszli do władzy w 1975 roku, rozpoczęli operację wcielania w życie swoich ideałów. I tak jak „(…) każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”, tak każda bezwzględna, okrutna i fanatyczna dyktatura produkuje własną odmianę terroru i zniewolenia. Arsenał środków, który zastosowali dawni partyzanci, nie zaskoczy nikogo, kto otarł się o historię europejskich totalitaryzmów. Punkt pierwszy: zamknąć granice państwa dla obserwatorów zewnętrznych, zerwać łączność ze światem. Punkt drugi: „przekonać” ludność (wszelkimi dostępnymi metodami), że oto my jesteśmy jedynymi depozytariuszami prawdy i wiemy, co dla niej dobre. Punkt trzeci: zaangażować obywateli do pracy, wytępić „próżniactwo” – w tym celu przeprowadzić masową akcję ewakuacji miast. Wszak miejska dekadencja musi ustąpić miejsca wiejskiej prostolinijności i przyzwoitości. Punkt czwarty: napiętnować indywidualność, znieść własność prywatną  w sferze materialnej i niematerialnej. „Gdy tylko się zezwoli na prywatną własność, to natychmiast ktoś ma trochę więcej, ktoś inny trochę mniej, a wtedy nie są już równi. Ale gdy nie masz nic – zero dla niego i zero dla ciebie – to jest prawdziwa równość” (s. 141). Punkt piąty: zerwać więzy rodzinne, przyjacielskie, koleżeńskie – liczy się tylko Kolektyw i Organizacja. Reedukować dzieci, oddzielać je od rodziców – „małe, niezapisane tabliczki” (s. 136). Punkt szósty: pozostać czujnym – wróg może być wszędzie. Sprawny system donosicielstwa pozwala trzymać rękę na pulsie. Na opornych i zdrajców czeka S-21. Miejsce kaźni. Można by tak mnożyć w nieskończoność. Idling pieczołowicie odtwarza strategie, taktyki i sposoby budowania nowego Ładu, które w efekcie uczyniły z Kambodży wielki, komunistyczny obóz pracy.

Wyobraźmy sobie, że do kraju opisanego powyżej – kraju, w którym ludzie giną z głodu i wyczerpania, przyjeżdża czteroosobowa, szwedzka delegacja. Świadectwem dwutygodniowej wizyty jest entuzjastyczny raport końcowy – hymn pochwalny na cześć Demokratycznej Kampuczy (Idling określił tę podróż w następujący sposób: „Setki mil idylli, prosto przez piekło na ziemi” – s. 94). Jak to możliwe, że jej członkowie nie dostrzegli panującego wokół terroru i zniewolenia? Nie widzieli czy nie chcieli widzieć? A może uznali, że każda rewolucja pociąga za sobą jakieś koszty? To w gruncie rzeczy lektura wspomnianego raportu stała się dla Idlinga inspiracją do napisania „Uśmiechu Pol Pota”. Wątek szwedzkiej delegacji (dawniej i dziś) wprowadza do książki bardzo ważny temat – odpowiedzialności Zachodu za eskalację przemocy w innych częściach świata. I chociaż z lektury tego reportażu dowiedziałam się wiele na temat historii Kambodży, zwłaszcza za czasów okrutnych rządów Czerwonych Khmerów, problem „ukąszenia heglowskiego” poruszył mnie najbardziej. Nie tylko bowiem Szwedzi, motywowani wiarą w to, że oto spełnił się komunistyczny ideał, wspierali „czerwoną dyktaturę” w tym rejonie globu. Idling przywołuje także postaci amerykańskich intelektualistów, choćby N. Chomskiego, którzy z pełnym zaangażowaniem podważali wiarygodność uciekinierów z kambodżańskiego piekła. Reportaż Idlinga zaliczam do tych publikacji, które odkrywają wstydliwe aspekty historii zachodnich społeczeństw. Ile z nich zostało jeszcze do odkrycia?

Jedynym moim zarzutem pod adresem książki Szweda jest nieład chronologiczny – zamierzony bądź nie. W początkowej fazie lektury miałam znaczne trudności w ustaleniu następstwa zdarzeń – autor miesza ze sobą relacje z różnych okresów historii Kambodży, przeplatając je fragmentami rozważań na temat zimnej wojny, zaangażowania USA w Wietnamie czy reakcji, jakie wywołało ono wśród obywateli państw zachodnich. Powstaje z tego społeczno-obyczajowy miszmasz, z którego dopiero później wyłania się jakiś porządek. Myślę, że zamieszczenie krótkiej historii współczesnej Kambodży w pigułce (daty!) na końcu książki rozwiązałoby problem.

„Uśmiech Pol Pota” to pierwsza z pięciu książek-finalistek tegorocznej edycji Nagrody im. R. Kapuścińskiego, którą przeczytałam. Po lekturze wszystkich będę mogła wydać swój własny werdykt.

11 komentarzy:

  1. Bardzo rzetelna recenzja. Książka wydaje się interesująca. Lubie taką literaturą, więc trzeba ruszyć tyłek do księgarni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie bardzo dobry reportaż. "Usmiech Pol Pota" zrobil na mnie bardzo duże wrażenie. Z nominowanych do nagrody czytałam nagrodzoną Aleksijewicz oraz jestem w trakcie lektury „Lekcji chińskiego” Pomfret, mam też w domu "Wysokiego..." Hooper. Podsumowując: jak na razie Aleksijewicz jest moim numerem jeden i jak najbardziej zgadzam się z werdyktem jury :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacyjna recenzja, a książka bardzo ciekawa. Z chęcią przeczytam, jak wpadnie mi w ręce.
    Pozdrawiam,
    Kass

    OdpowiedzUsuń
  4. drKohoutek: dziękuję! Ostatnio przeczytałam u Baumana, że reportaże są jak opowieści marynarskie - opisują rejony, których pewnie sami nigdy nie odwiedzimy i wydarzenia, w których sami nigdy nie będziemy uczestniczyć. Do Kambodży pewnie nigdy nie pojadę, a tym bardziej nie cofnę się w czasie, więc warto czytać Idlinga.

    The_book: widzę, że mamy podobny pociąg do reportażu:) Ja na razie w domu oprócz Idlinga mam pożyczonego "Wysokiego", a reszta... też na pewno trafi w moje ręce:)

    Kass: puchnę z dumy z powodu tych miłych słów:) Proponuję nie czekać, aż wpadnie w ręce, tylko samej celowo poszukać:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Book-erko zapraszam do zabawy :) Należy skrobnąć kilka słów o sobie. Wybacz... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie pragnę przeczytać tą książkę, nawet jeśli skutkiem tego będą nie przespane noce.

    OdpowiedzUsuń
  7. The_book: oj, sama wiesz co zrobiłaś, skoro prosisz o wybaczenie!;) Ale wybaczam, bo z lektury Twoich zwierzeń wynika, że mamy dużo wspólnego, a przecież lubimy ludzi podobnych do siebie:) Obiecuję umieścić stosownego posta o sobie w okolicach piątku/soboty!

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedronka: intensywne doznania podczas lektury - bezcenne, nieprzespane noce można jakoś odrobić:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawa recenzja. Zaraz idę poszukać tego tytułu w katalogu bibliotecznym.

    OdpowiedzUsuń
  10. American Corner Łódź: dziękuję! Fajnie tak mieć książki pod ręką, zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń