W. Mann, K. Materna „Podróże małe i duże czyli jak zostaliśmy światowcami”
Wydawnictwo Znak
Kraków 2011
Wbrew tytułowi: „Podróże małe i duże czyli jak zostaliśmy światowcami”, wspólnego dzieła Wojciecha Manna i Krzysztofa Materny nie zaliczyłabym raczej do kategorii „literatura podróżnicza”. Także chyba wbrew autorom, którzy sami określają się mianem „prawdziwych podróżników”. Co uprawnia ich do takiego stwierdzenia? Potrafimy zasnąć w każdej sytuacji, jedliśmy dziwne rzeczy i spotykaliśmy dziwnych ludzi – piszą z właściwym sobie dystansem i poczuciem humoru. Książka znanego i lubianego duetu satyryków to, w moim odczuciu, przede wszystkim powieść przygodowa. Nie tyle bowiem o miejsca, jakie odwiedzili, w niej chodzi, ile o potencjał rozrywkowy zdobytych tam doświadczeń – zwłaszcza tych, które można opowiedzieć czytelnikowi z odpowiednią swadą i zaskakującą, zabawną puentą.
Dziennikarze mieli ogromne szczęście, że zawód, który wykonywali, umożliwiał im wyjazdy za granicę w czasach, gdy paszport był dobrem równie pożądanym, co deficytowym. Nie dziwi zatem fakt, że Polak na obczyźnie – nawet Polak znany z ekranów telewizorów, kombinował jak mógł, aby ubarwić trochę swoją egzystencję w ponurym i siermiężnym kraju. Wojciech Mann i Krzysztof Materna nie byli w tej dziedzinie wyjątkiem, z tym że wiele ich prób ubicia „interesu życia” kończyło się – trzeba przyznać, że komicznym, ale jednak – fiaskiem. Najwięcej miejsca w książce zajmują relacje z rejsu statkiem „Stefan Batory” (i nic w tym dziwnego, skoro pozwalał on „zaliczyć” kilka portów i miast za jednym zamachem) oraz podróży do Stanów Zjednoczonych. Miłośnicy sportów samochodowych z pewnością chętnie przeczytają rozdział poświęcony realizacji wyścigów Formuły 1 w Budapeszcie, golfa – o wizycie w RPA, a wielbiciele plaż, słońca i połowów ryb oceanicznych – o wakacjach w egzotycznym Acapulco. Autorzy nie zawsze wyjeżdżali razem, dlatego znalazło się tu także miejsce na indywidualne impresje.
Mann i Materna to utalentowani gawędziarze, którzy potrafią zrobić coś z niczego. Umówmy się – nie wszystkie historie opisane w tym tomie zasługiwałyby na uwagę, gdyby przydarzyły się nam, zwykłym śmiertelnikom. Duet satyryków, umiejętnie operujących trudną materią słowa pisanego, stosując język żartem podszyty, wydobył z nich blask. „Podróże małe i duże” to rozrywka w najczystszej postaci (choć przyznam szczerze, że raz całkiem na poważnie wzruszenie ścisnęło mi gardło – gdy Krzysztof Materna wspomina Edwarda Kłosińskiego), i jako takie wydają się być idealnym prezentem z okazji zbliżających się świąt – myślę, że termin ich publikacji jest nieprzypadkowy. Na osobny komentarz zasługuje wydanie tej książki – niezwykle staranne i dopieszczone. Twarda okładka, kolorowa czcionka, mnóstwo zdjęć i dodatkowe elementy graficzne czynią z niej także atrakcyjny wizualnie „przedmiot”.
Podzielam twoją opinię że książka jest warta przeczytania:)
OdpowiedzUsuń