Wydawnictwo MG
Warszawa 2010
Życie Tadeusza
Dołęgi-Mostowicza zakończyło się tragicznie – 20 września 1939 roku zginął od
kuli w przygranicznym miasteczku Kuty. „Pamiętnik pani Hanki”, ostatnie i – jak
twierdzi wielu – najlepsze dzieło literata, ujrzało światło dzienne krótko
przed jego śmiercią. Pisarz musiał być wtedy rzeczywiście w dobrej formie,
bowiem powstała książka, która, czytana współcześnie, po 70 latach, nadal
wciąga i bawi. Odnajdujemy w niej, z jednej strony, portret psychologiczny pani
Hanki Renowickiej, „(…) kobiety należącej do warstw wyższych, do tych
„dziesięciu tysięcy”, które w naszym kraju nadają ton i charakter epoce” (s.
5), z drugiej strony zaś świadectwo tamtych czasów, tyle że odbitych w krzywym
zwierciadle. Miłośnicy intryg towarzyskich, szpiegowskich i kryminalnych również
odkryją w niej coś dla siebie. Bez wątpienia jednak utwór ten skradły dwie najbardziej
wyraziste postaci – autorka dziennika oraz jej (pojawiająca się dość
niespodziewanie) rywalka – miss Elisabeth Normann.
Akcja tej
trzymającej w napięciu historii koncentruje się wokół jednego, dominującego
wątku – odkrycia przez główną bohaterkę, że jej mąż Jacek, ceniony dyplomata,
popełnił najprawdopodobniej bigamię. Nie wyjawiam tu, broń Boże, żadnej
kluczowej tajemnicy, bowiem sprawa wychodzi na jaw już na pierwszych kartach
książki. A że wychodzi w sposób, nazwijmy to – nieelegancki (nigdy nie otwieram
listów męża, ale tym razem…), pani Hanka postanawia zachować informację dla siebie
i wyjaśnić ją za plecami niewiernego partnera. Nie obędzie się oczywiście bez
ingerencji osób trzecich, co wywoła dodatkowe perturbacje. Tym lepiej dla
czytelnika – w tym kalejdoskopie zdarzeń nie ma on okazji, aby choć przez
chwilę się nudzić.
Hanka Renowicka
to postać trudna w odbiorze. Poziom irytacji, jaki wzbudza u czytelnika jej próżność,
naiwność oraz koncentracja na urodzie i strojach jest, w moim przekonaniu,
miarą talentu pisarza. Odmalował ją bowiem tak, jakby istniała tuż obok, na
wyciągnięcie ręki, z krwi i kości – współczesna „zołza”. W każdej sytuacji, bez
względu na cenę, gotowa jest walczyć jak lwica o swój wizerunek i pozycję
towarzyską. Mąż popełnia bigamię? Co ludzie powiedzą!? Groźba odium społecznego
mobilizuje ją do działania, ale nie przeszkadza też ubolewać nad tym, że z
powodu odkrytego właśnie sekretu nie pójdzie „na fajf do Dubieńskich”. A
przysłali przecież nową suknię, „byłaby to pierwsza w Warszawie suknia paryska
w tym karnawale!” (s. 9).
Główna bohaterka
nieustannie „kolekcjonuje” dowody podziwu i uwielbienia, pragnie ze strony mężczyzn
nieustannego potwierdzania swojej atrakcyjności. Utrzymuje w tym celu liczne znajomości,
choć wielu swoich adoratorów lekceważy, a nawet traktuje pogardliwie. Wytwarza
w nich poczucie, że dostąpili oto łaski przebywania w jej towarzystwie. Łamie
przy okazji serca tym mniej doświadczonym i zaprawionym w miłosnych bojach, co oczywiście
nie narusza wybitnie spokoju jej sumienia. Choć wydaje się umiejętnie sprawować
„rząd męskich dusz”, samouwielbienie, brak krytycyzmu i podatność na „czułe
słówka” łatwo czynią z niej ofiarę pewnego oszusta. Nawet wtedy jednak nie
potrafi oprzeć się myśli, że było to prawdziwe uczucie.
Lekko
poirytowana zachowaniem pani Hanki, pomyślałam sobie, że może spostrzegam ją
zbyt tendencyjnie, wyolbrzymiając wady i umniejszając zalety. Trzeba oddać jej
więc, że potrafi być inteligentną, dowcipną i błyskotliwą (cięte riposty)
rozmówczynią, bystrą obserwatorką oraz wierną (przynajmniej psychicznieJ)
żoną. Kluczowym dla charakterystyki tej postaci momentem książki wydaje mi się
być rozmowa autorki dziennika ze spotkanym w Krynicy adoratorem Romkiem –
niezwykle poważnie traktującym świat, ludzi i siebie młodym człowiekiem. To, co
wcześniej interpretowałam jako przejaw jej bezrefleksyjnego i infantylnego
stosunku do rzeczywistości, teraz zyskało trochę inny wymiar. „Nie cierpię
przywiązywania większej wagi do przeżyć, niż na to zasługują. Boję się
wszystkich klęsk żywiołowych. Nie pociąga mnie trzęsienie ziemi. Po prostu go się
boję. Stokroć wolę pogodę i ciszę ” (s. 226-227) – mówi główna bohaterka.
Świadomie staje więc ona po „jasnej stronie życia”, wybierając radość płynącą z
przeżyć, być może kosztem ich głębokości. Ale i tak najciekawsza jest wtedy,
kiedy dogania ją miłość własna. A oto kilka cytatów na poprawę humoru:
„Jeżeli wojna wybuchnie, Jacek będzie musiał
iść na front, a Toto również. Ułożyłam już sobie razem z Tulą, że wstąpimy do
Czerwonego Krzyża jako siostry miłosierdzia. W kornecie, który tak świetnie
uwydatnia owal mojej twarzy, wyglądam wręcz prześlicznie. A poza tym strój
siostry miłosierdzia daje kobiecie un
cachet de virginite. Przeraża mnie tylko myśl o maskach gazowych. Nie dość,
że się w nich potwornie wygląda, ale na dodatek człowiek się po prostu dusi. I
wchłania wstrętny zapach gumy. Po co ludzie urządzają wojny? Rozumiem jeszcze,
gdyby urządzali takie piękne i malownicze jak za czasów Napoleona czy Kmicica”
(s. 164).
„Wy, mężczyźni,
uważacie za rzeczy trudne takie problemy, które same nasuwają własne
rozwiązania. Cóż łatwiejszego jak zlikwidować bezrobocie? Wystarczy ogłosić, że
każdy, kto nie chce pracować, pójdzie do więzienia. Albo na przykład te spory z
Ukraińcami. Już nie bój się: jakbym ja z nimi pomówiła, to na pewno zdołałabym
ich przekonać, żeby siedzieli spokojnie” (s. 155).
„Pamiętnik pani
Hanki” to wyśmienita, rozrywkowa lektura. Wyobrażam sobie, jakie wrażenie
musiała robić na czytelnikach współczesnych autorowi, jak naśmiewali się z
naiwności i egotyzmu bohaterki oraz stylu życia „klasy próżniaczej”. A może
wywoływała ona ich frustrację? Szkoda byłoby, gdyby ta bardzo
udana książka zginęła w odmętach zbiorowej pamięci.
Jaram się literaturą międzywojnia, więc znam i lubię Dołęgę - Mostowicza.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie jest to pisarz wybitny, ale lubię od czasu do czasu się odmóżdżyć i wrócić do jego książek, napisanych lekko i w większości dość zabawnych.
Do takich należy też "Pamiętnik pani Hanki".
Ogólnie, z recenzją się jak najbardziej zgadzam. ;-)
Cieszę się, że moje intuicje potwierdza ekspertka od międzywojnia:) Może wiesz coś na temat tego, jak jego książki były odbierane przez jemu współczesnych? Czytano masowo jego książki czy był pisarzem niszowym? Bardzom tego ciekawa...
UsuńPolecam odcinek "Errata do biografii" poświęcony Dołędze, który można znaleźć na youtube i w serwisie ITVP. Cokolwiek odpowiada na powyższe pytanie. Jestem świeżo po przeczytaniu książki, a przeczytałem ją wierząc, że bohaterka jest postacią autentyczną. Dopóty będę tak myślał, dopóki mi ktoś nie udowodni inaczej. Jeśli o mnie chodzi, to najśmieszniejszą była ta scena, w której pani Hanka zachwyciła się bielizną pani Normann podczas swojej detektywistycznej eskapady. Może to jednak bardziej do mężczyzn przemawia niż do płci pięknej. W każdym razie gratuluję trafnego podsumowania charakteru pani Hanki.
UsuńŻe niby bielizna bardziej przemawia?:) Może tak:) Mnie się też wydaje, że autor znał jakiś prototyp, a jeśli to efekt pracy tylko jego wyobraźni - tym bardziej chapeau bas!
UsuńA ja myślę, że jak na tamten czas, fakt, że te książki się nie zestarzały, to jest on na swój sposób wybitny. I jak on się potrafił w tę Hankę wcielić? W sensie mężczyzna pisarz, a tak o kobiecie pisał. Ja niedawno skończyłam Prokurator Alicję Horn i też zachwycona jestem. Mam wszystkie jego powieści i sobie dozuję.
OdpowiedzUsuńMyślę, choć nie wiem czy słusznie, że takiej Hanki nie można chyba sobie wymyślić, ten portret jest tak żywy, że przypuszczam, że autor znał jakiś jej prototyp:) Ja też z pewnością sięgnę ponownie po Dołęgę-Mostowicza za jakiś czas!
OdpowiedzUsuńJuż od dawna mam ochotę na tę książkę, zwłaszcza że w ubiegłym roku przeczytałam (podobnie jak kasia.eire) "Prokurator Alicję Horn". Książka ogromnie mi się podobała, myślę, że z "Pamiętnik pani Hanki" też przypadnie mi do gustu. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńPolecam zwłaszcza "Pamiętnik..." jako lekturę na Święta - super odpręża i wprawia w dobry nastrój! Pozdrawiam świątecznie!
OdpowiedzUsuń